Wyrok ws. Justyny Wydrzyńskiej. "Nie boimy się prokuratury Ziobry i Ordo Iuris"

Uważam, że te prace społeczne mam odrobione z nawiązką - mówi w rozmowie z kobieta.gazeta.pl Justyna Wydrzyńska, działaczka pro-choice z Aborcyjnego Dream Teamu. We wtorek sąd skazał ją za to, że pomogła kobiecie doświadczającej przemocy domowej uzyskać dostęp do tabletek wczesnoporonnych.
Zobacz wideo Zobacz wideo: Zapadł wyrok ws. Justyny Wydrzyńskiej. Kobieta uznana za winną pomocy aborcyjnej!

Sąd Okręgowy Warszawa-Praga w Warszawie uznał Justynę Wydrzyńską "winną udzielenia pomocy kobiecie" - co samo sobie jest sformułowaniem wręcz absurdalnym - określanej imieniem Anna poprzez przekazanie jej paczkomatem mizoprostolu - środka wczesnoporonnego. Skazano ją na osiem miesięcy ograniczenia wolności przez wykonywanie nieodpłatnej pracy po 30 godzin miesięcznie.

Ponadto sąd zdecydował, że uzasadnienie wyroku pozostanie niejawne.

Proces Justyny Wydrzyńskiej Proces "matki polskich aborcjonistek". Zapadł wyrok w głośnej sprawie

- Tabletki, które posiadałam na własny użytek i które wysłałam, są obecnie w Polsce najbezpieczniejszą metodą przerywania ciąży. Używane są powszechnie w Europie i na świecie przez miliony osób. Nie wymagają znieczulenia, nie powodują ryzyka powikłań i są bezpieczniejsze niż proste zabiegi medyczne - mówiła Justyna Wydrzyńska w swojej mowie końcowej po usłyszeniu wyroku. - Wiem to z oficjalnych raportów Światowej Organizacji Zdrowia, która rekomenduje, by mifepriston i mizoprostol były substancjami dostępnymi powszechnie. Nie ma ku temu żadnych przeciwskazań - podkreślała.

Manifestacja w Szczecinie 22 października w związku z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego dot. zakazu przerywania ciąży z powodu wad płodu Justyna Wydrzyńska z Aborcji Bez Granic: Nasz kraj bardzo nie lubi swoich obywatelek, nie lubi kobiet, osób zachodzących w ciążę

Zaznaczyła, że kobieta, której pomogła, była w dramatycznej sytuacji. Cierpiała z powodu przemocy domowej, którą ją dotykała. - Wysłałam Ani tabletki dlatego, że dowiedziałam się, że tak jak ja doświadczała przemocy. Obie byłyśmy kontrolowane, szantażowane, zostawione same sobie - opisywała. 

"Nie boimy się represji politycznych"

Zapytałyśmy Justynę Wydrzyńską o to, co wtorkowy wyrok sądu oznacza dla wszystkich Polek. - Mam nadzieję, że nic nie oznacza, ponieważ w naszej pracy nic się absolutnie nie zmienia - powiedziała jasno działaczka. Aborcja Bez Granic, Aborcyjny Dream Team i Kobiety w sieci cały czas działają i, jak podkreśla Wydrzyńska, to najważniejszy przekaz, który powinien dotrzeć do kobiet w całym kraju.

Nie przestaniemy działać. Każdą osobę, która się do nas zgłasza, będziemy traktować priorytetowo. Niezależnie od wyroków, niezależnie od tego, jak będziemy represjonowane, prześladowane przez prokuraturę Zbigniewa Ziobry, przez religijnych fanatyków. Nie boimy się represji politycznych

- zaznacza nasza rozmówczyni.

Po to istniejemy, po to pracujemy i od tego zaczęłyśmy naszą pracę, od wspierania osób przy aborcjach. Żeby wiedziały m.in., jakie rozwiązania są dostępne w zależności od ich sytuacji i gdzie mogą z nich skorzystać

- dodaje.

Aktywistce zależy przede wszystkim na tym, by wtorkowy wyrok nie przestraszył Polek i na uświadomieniu kobietom, że w każdej chwili mogą wyciągnąć rękę po wsparcie. - Ja to zawsze będę powtarzać i powtarzałam to przez ten cały rok, kiedy musiałam stawiać się w sądzie: my dalej udzielamy wsparcia każdej osobie, która się do nas zgłosi. Zresztą po rozprawach, które się odbyły, tych wiadomości jest coraz więcej. Bardzo się cieszę, że ta informacja, że ciągle pracujemy, dociera do wszystkich - podkreśla. I twardo zapowiada: - Nie zamierzam przestać działać.

Ciągle odbieram telefony na infolinii Aborcji Bez Granic, przed każdą rozprawą o tym mówiłam. Zresztą to było właśnie dołączone do akt jako jeden z 'dowodów' przeciwko mnie sugerując, że „promuję" w ten sposób swoją działalność. Ordo Iuris zarzucało nam, że robimy sobie „promocję" takim działaniem. Nie, nie o to chodzi. Chodzi o to, że naszym priorytetem zawsze były, są i będę osoby potrzebujące pomocy. I z naszej strony zawsze będą tę pomoc dostawały

- oświadcza.

Wyrok ws. Justyny Wydrzyńskiej Wydrzyńska o wyroku: Pomoc drugiemu człowiekowi to nie jest nic złego

- Nie boimy się żadnego sądu, nie boimy się prokuratury Zbigniewa Ziobry, fanatyków religijnych, którzy organizowali protesty za każdym razem, jak szłam do sądu. Nie boimy się tych ludzi. My jesteśmy po to, żeby - wtedy, kiedy państwo nas zawodzi, kiedy nie wspiera i nie jest przyjazne dla osób, które mogą być w ciąży - te osoby mogły mieć wsparcie, na jakie zasługują - zastrzega Justyna Wydrzyńska.

"Nigdy nie czułam winna temu, że podzieliłam się tabletkami z drugą osobą"

Pytana o to, jakie emocje towarzyszyły jej, kiedy szła do sądu 14 marca odpowiada, że była przygotowana na to, co usłyszy. - Idąc już na pierwszą rozprawę w kwietniu ubiegłego roku od samego początku wiedziałam, że to jest sprawa polityczna. I że wyrok będzie wyrokiem "winna" - stwierdza. Dodaje jedynie, że zastanawiającą kwestią pozostawał sam wymiar kary - czy np. będzie to kara więzienia.

Demonstracja przed sądem podczas rozprawy Justyny Wydrzyńskiej Po wyroku ws. Wydrzyńskiej. "Absurdalny i haniebny", "fanatyzm" [WIDEO]

- Natomiast ja się nigdy nie czułam winna temu, że podzieliłam się tabletkami z drugą osobą - mówi.

"Pomoc drugiemu człowiekowi nie może być kryminalizowana"

Przypomnijmy, że w marcu aktywistki Aborcyjnego Dream Teamu otrzymały poruszający list od Ani, której pomogła Justyna Wydrzyńska. Autorka podziękowała działaczce za pomoc w uzyskaniu dostępu do aborcji farmakologicznej, z której finalnie i tak nie mogła skorzystać. "W najtrudniejszym momencie mojego życia pani jako jedyna z nielicznych udzieliła mi pomocy" - napisała Anna.

Po rozprawie w lutym, kiedy Ania złożyła swoje zeznania, wysłała do mojej adwokatki list, w którym napisała, że kiedy wszyscy się od niej odwrócili, byłam jedyną osobą, która wyciągnęła do niej pomocną dłoń. I to jest dla mnie ten werdykt, ten wyrok, który biorę pod uwagę. To jest dla mnie najważniejsze. Intuicyjnie wiedziałam, że robię dobrze. Że to jest to, co powinnam zrobić. Nie wahałam się ani przez chwilę i nie żałuję. Nigdy tego nie żałowałam, nawet przez moment. Ponieważ pomoc drugiemu człowiekowi nie powinna być kryminalizowana, nie może być nazywana przestępstwem. Ania zresztą nazwała ją nawet nie empatią, a 'odruchem człowieczeństwa'. Tak ludzie powinni robić, żeby pomóc drugiej osobie

- zaznacza aktywistka.

Obrona zapowiada apelację od wyroku, który we wtorek wydał sąd na Poligonowej w Warszawie.

"Prace społeczne mam odrobione z nawiązką"

A jeśli Sąd Apelacyjny podtrzyma ten skandaliczny wyrok?

Uważam, że - sam prokurator nazwał moją działalność aktywistki działalnością społeczną - ja mam te prace społeczne odrobione. 240 godzin, które nakazano mi odrobić, odrobiłam tak naprawdę z nawiązką

- kwituje Justyna Wydrzyńska.

Aborcja dla Polek po telekonsultacji? Aborcja dla Polek po telekonsultacji? Holenderska polityczka zaoferowała nam pomoc

Przypomnijmy, że Justynie Wydrzyńskiej wytoczono proces w związku z tym, że podczas obowiązującego w trakcie pandemii lockdownu pomogła jednej z potrzebujących kobiet w uzyskaniu dostępu do aborcji, przekazując jej pigułki wczesnoporonne. Ostatecznie kobieta tabletek nie wzięła, ponieważ jej były partner zawiadomił policję, która je skonfiskowała. Ciąży nie donosiła, ponieważ poroniła kilka dni później.

Więcej o: