Ściągnęła majtki i wiedziała, że coś jest nie tak. "Było coraz gorzej". Jedna decyzja zmieniła jej życie

Vivienne Greene, gdy pewnego razu zauważyła na swojej bieliźnie niepokojące plamy, wiedziała, że coś jest nie tak. Bezzwłocznie udała się do lekarza, a jedna decyzja mogła uratować jej życie.

Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl

Rodzaj i ilość wydzieliny z pochwy są jednym ze wskaźników stanu zdrowia, narządów płciowych kobiety. Nieprawidłowa może świadczyć o infekcji grzybiczej lub bakteryjnej, urazie mechanicznym lub ciele obcym, a nawet chorobie nowotworowej. Każda niepokojąca zmiana wymaga konsultacji z ginekologiem, ponieważ może nie tylko o zakażeniach i infekcjach, ale również o poważniejszych chorobach. Przekonała się o tym pewna studentka z Australii, która w przyszłości pragnie zostać dyplomowaną pielęgniarką.

Zobacz wideo Honorata Skarbek regularnie się bada. W jej rodzinie jest ryzyko nowotworu

Niepokojące odkrycie w bieliźnie zmieniło jej życie. "Myślałam, że będę musiała nosić pieluchy"

Vivienne Greene dziesięć lat temu wyemigrowała do Australii z Republiki Południowej Afryki. Mama pięciorga pociech od lat regularnie badała się, a lekarze nigdy nie wykryli niczego nienormalnego. Kobieta doskonale znała swoje ciało. Gdy pewnego razu udała się do toalety, dostrzegła na swojej bieliźnie przezroczysty płyn. Greene starała się zostać dyplomowaną pielęgniarką, więc od razu wiedziała, że coś jest nie tak. W rozmowie z "Honey Nine" relacjonowała:

Nie miał zapachu ani koloru. To był tylko przezroczysty płyn, który nieustannie wypływał z mojej pochwy i było coraz gorzej.

Postanowiła nie lekceważyć tego objawu i udała się z wizytą do lekarza. Początkowo, zdiagnozowano problem z dnem miednicy. Wysłali więc Greene na wizytę do specjalisty, aby przeprowadzić kolejne badania. W tym czasie płyn wydobywający się z wnętrza jej organizmu stawał się coraz cięższy i utrudniał normalne funkcjonowanie.

Właściwie prawie myślałam, że będę musiała zacząć nosić pieluchy, zwłaszcza w nocy. To było naprawdę złe. To było krępujące.

Kolejne badania i wizyty przyniosły w końcu ostateczną diagnozę. "Co zrobiłam źle?"

Vivienne Greene wciąż wykonywała kolejne badania i chodziła z wizytami do specjalistów. Kiedy poszła na USG, lekarze w końcu coś znaleźli. Okazało się, że ma polipa, którego ocenili na łagodną zmianę. Lekarze dali jej dwie opcje: albo włożyć wkładkę domaciczną, albo usunąć ją chirurgicznie. Greene zdecydowała się pójść pod nóż. 

Kiedy zostaniesz zdiagnozowany, możesz wpaść w pułapkę nadmiernej analizy wszystkiego. Co zrobiłam źle? Bo w mojej głowie musiało być coś nie tak, bo w mojej rodzinie nie ma raka, absolutnie nic.

Ta decyzja mogła uratować jej życie, gdyż po usunięciu wyszło na jaw, że polip był zmianą nowotworową. We wrześniu 2022 roku u Greene, która miała wtedy 40 lat zdiagnozowano raka szyjki macicy w stadium 1B2. Wkrótce okazało się, że kobieta choruje na rzadką postać raka szyjki macicy, która jest HPV-ujemna, co wyjaśnia, dlaczego jej testy przesiewowe szyjki macicy nigdy go nie wykryły. Na szczęście, rak nie rozprzestrzenił się na jej węzły chłonne ani inne części ciała, ale musiała jak najszybciej rozpocząć leczenie w Icon Cancer Center w Maroochydore.

Więcej o: