Kobieta mieszkała w Pensylwanii i nie wiadomo, jak znalazła się w innym kraju, wiele kilometrów od domu, ponieważ cierpi na zaawansowaną demencję. Przez wiele lat milczała na temat swojego życia prywatnego, lecz na starość ujawniła kilka szczegółów, które pomogły pracownikom domu seniora odkryć jej tożsamość.
Patricia i Bob pobrali się w 1972 roku. Ona pracowała w hucie szkła, on zaś był kierowcą. 10 lat po ślubie zachowanie kobiety zaczynało się zmieniać. Zwolniła się z pracy i zatrudniła przy obsłudze windy. Zmienił się również jej charakter. Wcześniej była żywą i wesołą dziewczyną, a z czasem zaczęła dziwnie się zachowywać i twierdziła, że ma wizje. Krążyła po ulicach miasta jako kaznodzieja, zaczepiała ludzi i przestrzegała przed gniewem Bożym. Podejrzewano u niej chorobę psychiczną. W 1992 roku zniknęła z domu. Poszukiwania nie przyniosły efektów, aż w końcu Patricia została uznana za zmarłą.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
W 1999 roku Patricia trafiła do domu seniora w Portoryko. Została znaleziona na ulicy i została zakwalifikowana jako osoba potrzebująca stałej opieki. Odmawiała rozmów na temat swojego życia prywatnego, więc nikt nie wiedział, kim naprawdę jest. Dopiero na starość zaczęła mówić o szczegółach ze swojego życia, a pracownicy ośrodka postanowili działać. Zainteresowali się losem 83-letniej pacjentki i szukali jej w bazie osób zaginionych. Okazało się, że pensjonariuszka to zaginiona przed 30 laty Patricia Kopta. Wykonano testy DNA, które potwierdziły tożsamość kobiety.