Pan Bartłomiej chciał kupić lek dla konia. Aptekarka myślała, że planuje aborcję

Pan Bartłomiej chciał zrealizować receptę na leki dla konia w jednej z krakowskich aptek. Jednak preparat nie został mu wydany, a mężczyznę przewieziono na komisariat. Sprawa zbulwersowała wiele osób.

Sędzia Maciej Czajka nagłośnił niedawno na Twitterze sytuację, która spotkała jego znajomych w jednej z aptek w Krakowie. Jak dowiadujemy się z jego relacji, aptekarka wezwała służby po tym, jak mężczyzna chciał kupić przepisane przez weterynarza leki dla konia. 

Zobacz wideo Czy Polacy zauważają inflację? "To nie ma o co pytać"
Mąż koleżanki poszedł kupić do apteki przepisane przez weterynarza lekarstwo na wrzody dla konia. Tak, tak - został przed chwilą zatrzymany w aptece przez policję, że chce wywołać poronienie. Zorganizowaliśmy pomoc prawną. Nie ma ratunku dla tego kraju

- napisał Maciej Czajka. 

Otrzymał SMS-a, że preparat nie zostanie mu wydany

O sprawie zrobiło się głośno w ogólnopolskich mediach. Pan Bartłomiej, o którym w swoim poście wspomniał Maciej Czajka, 17 marca chciał zrealizować receptę na leki dla konia. - Pani doktor uprzedziła nas, że lek zawiera substancję wywołująca poronienia i możemy być pytani, do czego go potrzebujemy, ale powiedziała, że wtedy dzwoni się do niej i weryfikuje. Nie wiedzieliśmy, że będą z tego aż takie kłopoty - powiedziała w rozmowie z krakowską "Gazetą Wyborczą" jego żona, pani Katarzyna

Jednak w drodze do apteki pan Bartłomiej otrzymał SMS-a, że preparat nie zostanie mu wydany. Jak wynika z relacji małżeństwa, problemem było właśnie to, że w składzie leku znajduje się substancja wywołująca poronienia. Mężczyznę przewieziono na komisariat. Wkrótce potwierdzono, że recepta została wystawiona legalnie. 

Policja: pojawiło się podejrzenie, że recepta została sfałszowana

Co ciekawe, w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" kierowniczka apteki poinformowała, że nie chciała sprzedać opiekunowi środków, gdyż zawierają one składnik, co do którego miała podejrzenia, że jest wykorzystywany do celów pozamedycznych.

Natomiast policja twierdzi, że funkcjonariusze zostali wezwani, gdyż istniało podejrzenie, że recepta została sfałszowana. Pan Bartłomiej zaznaczył jednak, że wątek ten nie pojawił się w czasie incydentu w aptece.

- Mieliśmy zgłoszenie o podejrzeniu posłużenia się sfałszowaną receptą od pracownicy jednej z aptek w Krakowie. Farmaceutka nie mogła się dodzwonić do weterynarza, by zweryfikować receptę, a były to bardzo duże dawki leku, dlatego wezwała policję - wyjaśniła Barbara Szczerba. Jak wynika z jej relacji, policjanci mieli na miejscu porozmawiać z mężczyzną, który chciał wykupić receptę. Natomiast po rozmowie z lekarzem weterynarii i po czynnościach mężczyzna został zwolniony - powiedziała w rozmowie z "Faktem" Barbara Szczerba z biura prasowego małopolskiej policji.

Więcej o: