Wiktoria Matloch ma 30 lat i w ubiegłym roku została pełnoprawnym księdzem Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego. Rozmowa z duchowną ukazała się na łamach "Dużego Formatu Gazety Wyborczej.
Zanim uzyskała święcenia, najpierw przez trzy lata była diakonem. Z tego powodu, że kobieta wykonująca zawód księdza wciąż wzbudza w Polsce skrajne emocje, kilka razy spotkały ją pewne nieprzyjemności. Warto zaznaczyć, że od 2021 roku kobiety w Kościele Ewangelicko-Augsburskim mogą pełnić w Polsce posługę kapłańską.
Niektóre koleżanki czekały na tę ordynację 20, 30 lat! Na szczęście udało im się doczekać tego, o co tak długo walczyły. Kiedy po akcie ordynacji odwróciłyśmy się do osób uczestniczących w nabożeństwie, wszyscy zaczęli nam spontanicznie bić brawo i wiwatować. Były łzy radości, wzruszenia. Cieszyłyśmy się, że mogłyśmy ten dzień przeżyć razem
- opowiadała dziennikarce Monice "DF", Monice Redzisz.
Z nieprzychylnymi ks. Matloch spotkała się również w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych. - Kiedy chciałam zarejestrować się w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych, urzędniczka nie chciała uwierzyć, że jestem księdzem. Musiałam pokazać legitymację służbową i skierowanie od biskupa. Czekam tylko, aż któraś z nas będzie chciała pójść na urlop macierzyński bądź wychowawczy - relacjonowała.
Przykrość ze strony innych duchownych spotkała ją też 27 stycznia br., w Dniu Pamięci o Ofiarach Holokaustu. Pod pomnikiem Bohaterów Getta w Warszawie miała odbyć się modlitwa ekumeniczna przedstawicieli dziewięciu Kościołów w Polsce. Kościół luterański reprezentować miał ks. Piotr Gaś, ale zachorował i na swoje zastępstwo zgłosił Wiktorię Matloch.
Dosłownie trzy minuty przed rozpoczęciem, kiedy wszyscy zajmowali już swoje miejsca, podszedł do mnie jeden z organizatorów z informacją, że powstał problem. A mianowicie: duchowni prawosławni zgłosili, że nie widzą możliwości wspólnej modlitwy z duchownym kobietą…
- opowiadała ksiądz.
Dodała, że w związku z zaistniałą sytuacją "zrobiło jej się przykro".
Duchowni prawosławni przekazali organizatorom, że to ja powinnam odejść, bo jestem 'zmianą w programie'. Było kilka minut do rozpoczęcia i organizatorzy, sami zaskoczeni, nie wiedzieli, jak się zachować
- oznajmiła rozmówczyni "Gazety Wyborczej". Przyznała też, że nie spodziewała się takiej reakcji. - Wiedziałam, że będą tam przedstawiciele różnych wyznań i religii, to zawsze wymaga wyczucia, jak się zachować i by nie powiedzieć czegoś, co drugiego urazi. Ale czegoś takiego się nie spodziewałam - powiedziała.
Źródło: https://wyborcza.pl/duzyformat