"Co roku ten sam wielkanocny lans i irytująca rodzina. Na samą myśl się odechciewa"

- Od lat mam wrażenie, że dla niektórych Wielkanoc przestała być świętem celebrującym zmartwychwstanie Jezusa, a stała się kolejną okazją do wystrojenia się, zadawania irytujących pytań, no i oczywiście uważnego obserwowania kto był w kościele i w co był ubrany... Jakby to właśnie było najważniejsze - pisze Celina.

Więcej listów do redakcji znajdziesz na Gazeta.pl

Wielkanoc tuż, tuż, a mi już na samą myśl odechciewa się tych świąt i spotkań z rodziną. Co roku obserwuję ten sam tani lans najpierw podczas święconki, a później na mszy w Niedzielę Wielkanocną, którzy którzy niby zgodnie z tradycją zbierają się w kościele, by świętować zmartwychwstanie Pańskie. Jednak bardzo często nie na modlitwie i refleksji nad sobą skupiają największą uwagę. 

Zobacz wideo Czy Małgorzata Rozenek-Majdan rozmawia z synami o in vitro?

Od lat mam wrażenie, że dla niektórych Wielkanoc przestała być świętem celebrującym zmartwychwstanie Jezusa, a stała się kolejną okazją do wystrojenia się, zadawania irytujących pytań, no i oczywiście uważnego obserwowania kto był w kościele i w co był ubrany... Jakby to właśnie było najważniejsze. Są osoby niewierzące, które otwarcie przyznają, że zarówno Boże Narodzenie, jak i Wielkanoc traktują jako okazję do spotkania się z bliskimi i celebrowana wspólnego czasu. Choć jestem wierząca, takie szczere podejście szanuję dużo bardziej niż fałszywe zachowanie znanych mi "wierzących i praktykujących" osób.

Ostatnio rozmawiałam z koleżanką ze szkoły, która prowadzi w mojej rodzinnej miejscowości gabinet fryzjersko-kosmetyczny i powiedziała mi, że to, co dzieje się z zapisami ostatnie dni przed świętami, nie mieści się w głowie. Gorzej jest podobno tylko przed 11 listopada. No tak, bo przecież tak samo, jak okna muszą być umyte "dla Jezuska", tak koniecznie musi być zrobiona fryzura i paznokcie...

Dziecko z góry doprowadza mnie do szału. Nie wytrzymałam, pomogła metoda z PRL-u (zdjęcie ilustracyjne) Dziecko z góry doprowadza mnie do szału. Nie wytrzymałam, pomogła metoda z PRL-u

Do tego jeszcze te rodzinne spotkania przy stole. Dla mnie najgorsze jest spotkanie z siostrą mojego ojca. To jedna z tych ciotek, która nigdy nie ugryzie się w język i zawsze rzuca tekstami typu: "chyba ci się przytyło", "czas się ustatkować, bo coraz młodsza nie jesteś", "w tym wieku to już powinnaś mieć dwójkę dzieci"... Zwykle to ona przyjeżdżała do nas w drugi dzień świąt, ale w tym roku to my mamy przyjechać do niej. Ja chyba jednak zostanę w domu rodziców, albo szybciej wrócę do siebie. Jakoś nie mam ochoty wysłuchiwać jej gadania, a w końcu mam odwagę postawić się w tej kwestii. 

Celina.

***

Wasze historie są dla nas ważne. Czekamy na listy i komentarze. Piszcie do nas na adres: kobieta@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy.

Więcej o: