Poznali się na Tinderze i umówili w krakowskim hotelu. Kobieta zaatakowała go gazem i okradła

Poznał kobietę przez aplikację randkową, jednak pierwsze spotkanie nie potoczyło się tak, jak się tego spodziewał. 20-latka zaatakowała mężczyznę gazem pieprzowym, a następnie go okradła. Kobieta została zatrzymana przez funkcjonariuszy.

Nie ma nic nadzwyczajnego w tym, że nowe osoby poznajemy przede wszystkim w internecie. Pewien mężczyzna za pośrednictwem aplikacji randkowej zaczął rozmowę z 20-letnią kobietą. Gdy umawiali się na randkę, nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Został zaatakowany gazem pieprzowym, a następnie okradziony. Sprawa została zgłoszona funkcjonariuszom z Krakowa.

Zobacz wideo Damian Bruno i Jędrzej Urbański zagrali w Koło Plotka. Jak wyglądała ich pierwsza randka?

Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl

Niespodziewany finał pierwszej randki. Mężczyzna został zaatakowany przez 20-latkę

Na początku marca mężczyzna poznał pewną kobietę za pośrednictwem jednej z aplikacji randkowych. Postanowili pójść o krok dalej i spotkać się na randkę, która miała odbywać się w jednym z krakowskich hoteli. Do spotkania doszło 12 marca, lecz 31-latek nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Około godziny 18 para udała się do jednego z hotelowych pokoi, gdzie mieli spędzić wspólnie miły wieczór. 

Okazało się jednak, że 20-letnia kobieta miała inne plany. Zaatakowała mężczyznę, stosując gaz pieprzowy. Wykorzystała sytuację i okradła 31-latka, zabierając ze sobą 500 zł, które miał przy sobie, a następnie opuściła hotel. Mężczyzna postanowił zgłosić sprawę funkcjonariuszom, dlatego udał się na Komisariat Policji.

Sprawa została zgłoszona na Policję. Kobiecie grozi surowa kara

Finał fatalnej randki odbył się na Policji. Mężczyzna zgłosił sytuację funkcjonariuszom, którzy ustalili personalia 20-latki. Dwa dni później kobieta została zatrzymana w rejonie Podgórza i przyznała się do zarzucanych jej czynów. Zdarzenie to jest traktowane jako rozbój, dlatego za ten czyn 20-latce grozi kara do 12 lat pozbawienia wolności. Funkcjonariusze sprawdzają też, czy działała już w podobny sposób. 

Więcej o: