"Koszmar zaczyna się dwa tygodnie przed świętami. Teściowa dostałaby zawału, gdybym postawiła na stole ciasto z cukierni"

W niektórych gospodarstwach domowych rozpoczęły się już przygotowania do świąt. Mycie okien, pranie firan, robienie zakupów, a potem pieczenie świątecznych bab, mazurków, serników i innych wielkanocnych potraw bywa męczące. Ostatnio napisała do nas czytelniczka, która ma tego dość. "Żałuję, że nie mieszkam w dużym mieście. Tam na pewno święta wyglądają inaczej" - stwierdziła Ilona.

Więcej historii przeczytasz na Gazeta.pl.

Wielkanoc to ważne święto dla polskich rodzin. Wiele osób zaczyna przygotowania do jego obchodów wiele tygodni wcześniej. W gorączce robienia zakupów, sprzątania i gotowania zapominamy jednak o tym, że tego dnia najważniejsza jest obecność bliskich. Zanim dojdzie do spotkania przy świątecznym stole, jesteśmy już zmęczeni przygotowaniami i marzymy o chwili wytchnienia. Chociaż wiele rodzin stara się znaleźć we wszystkim równowagę i rezygnuje z nadmiernych przygotowań, w mniejszych miejscowościach zachowuje się tradycje. Napisała do nas Ilona z okolic Białegostoku, która marzy o tym, żeby "wrzucić na luz".

Zobacz wideo Która wersja sałatki jarzynowej najbardziej przypadła nam do gustu? Z porem, jabłkiem, cebulą?

Wielkanoc 2023. "Koszmar zaczyna się dwa tygodnie przed świętami"

"Mam dość przygotowań do świąt. Żałuję, że nie mieszkam w dużym mieście. Tam na pewno święta wyglądają inaczej: skromniej, bez nadęcia. W naszym domu wszystko musi być tradycyjnie, bo teściowa dostałaby zawału, gdyby na stole znalazło się ciasto z cukierni. Koszmar zaczyna się już dwa tygodnie przed świętami. Najpierw jedziemy na zakupy, żeby uniknąć kolejek przed samą Wielkanocą i robimy zapasy: kilka kilogramów mąki, różnego rodzaju mięsa, margaryny, drożdże, jajka. Spokojnie zostawiamy w sklepie 600-700 złotych.

Potem trzeba upchnąć to w szafkach i zrobić generalne porządki. Umyć okna, wyprać firany. Wszystko na błysk. Mąż przynosi z piwnicy te drobne dekoracje: świeczki w kształcie jajek, króliczki wielkanocne. Szczerze? Wyrzuciłabym to wszystko przy pierwszej lepszej okazji. Tylko gromadzi kurz. Ale niech będzie, że te dekoracje tworzą klimat. Zniosłabym to wszystko. Najgorsze zaczyna się jednak w kuchni. 

Nie potrafię zrozumieć, dlaczego każdego roku tak się katujemy. Pieczemy po kilka rodzajów ciast, które później wszyscy jedzą z przymusu, żeby się nie zmarnowały. Przygotowanie ich trwa godziny, ślęczę w kuchni zmęczona i poirytowana. Lodówka zapchana jest mięsem, na które nie możemy patrzeć już po śniadaniu wielkanocnym. Potem na siłę dojadamy te resztki. A przecież można by było upiec albo zamówić jedno ciasto z cukierni i przygotować normalne śniadanie i obiad. Nie marnowalibyśmy jedzenia, nie przejadalibyśmy się.

Założę się, że w Warszawie właśnie tak to wygląda. Ludzie podchodzą do świąt bardziej "na luzie". Stoły nie uginają się pod półmiskami wędlin i jajek. Czerpią przyjemność ze wspólnego czasu. Ja już mam dość. Usiądę do stołu i będę marzyła, żeby ten cyrk się wreszcie skończył"

Ilona

***

Wasze historie są dla nas ważne. Czekamy na listy i komentarze. Piszcie do nas na adres: kobieta@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy.

Więcej o: