Andrzej Gryżewski, seksuolog, psycholog kliniczny, psychoterapeuta: Tak, spotykam takie osoby na co dzień w swoim Instytucie. Na wstępie muszę wyraźnie zaznaczyć, że mogę wypowiadać się tylko na temat moich doświadczeń z gabinetu. Nie znam wszystkich przypadków, nie mówię więc o całym środowisku.
Zazwyczaj wynikają one z wykonywanego przez nie zawodu. Najczęściej seksworkerki przychodzą do mnie z powodu cierpienia na dysfunkcje seksualne. Kobiety często doświadczają dyspareunii, czyli dolegliwości, która wiąże się z odczuwaniem bólu w trakcie stosunku lub z zaburzeniami lubrykacji, czyli suchością pochwy. Szerzej pisałem o tym w książce "Sztuka obsługi waginy".
Seksworkerka przyjmuje wielu klientów i większość z nich nie jest dla niej atrakcyjna seksualnie. Pojawiają się panowie, z którymi taka kobieta, gdyby miała wybór, nie poszłaby do łóżka. Są to mężczyźni, którzy nie dbają o higienę osobistą, miewają widoczne braki w uzębieniu, o otyłości nie wspomnę. Duży odsetek klientów przychodzi pod wpływem alkoholu. To wywołuje lęk o nieinwazyjny przebieg współżycia. W takich przypadkach podniecenie jest znacząco mniejsze albo w ogóle się nie pojawia. Nie ma więc nawilżenia pochwy, co prowadzi do bólu w czasie stosunku. I często nawet te seksworkerki, które są zadowolone ze swojej pracy, muszą mierzyć się z takim problemem. W czasie wizyt w gabinecie szukają środków czy metod, które mogłyby im jakoś pomóc.
Kolejna przyczyna to kwestie bezpieczeństwa. Mężczyźni, którzy korzystają z usług seksworkerek, często przed wizytą zażywają narkotyki lub dopalacze, aby nie czuć wyrzutów sumienia związanych z tym, że zdradzają swoje partnerki. Fachowo uprawianie seksu pod ich wpływem nazywa się chemseks. Przez to są agresywni i nieprzewidywalni. I tego typu sytuacje mogą wywoływać dojmujący lęk. Kobieta zaczyna myśleć, jak to rozegrać, aby nic jej się nie stało. To też wpływa na bolesność stosunków i trudności z podnieceniem się.
Z perspektywy doświadczeń klinicznych z gabinetu widzę, że niestety praca seksualna istotnie kładzie się cieniem na życie seksualne w relacjach. Sporo moich pacjentek to kobiety, które są w stałych związkach. I gdy na przykład ich partnerzy widzą, że stosują one lubrykację, bo pojawił się ból w trakcie stosunku, zaczynają się zastanawiać, czy oni na pewno sprawiają im przyjemność, czy wywołują w nich podniecenie.
Dokładnie, mimo tych nieprzyjemnych konsekwencji nadal chcą to robić. Dlatego wiele z nich zgłasza się w pewnym momencie do seksuologa.
Zauważyłem, że niektóre są przekonane, że nie potrafią robić nic innego i nie znajdą sobie innego zajęcia. Są też takie, które twierdzą, że taka praca zapewnia dobrą płacę w stosunku do zaangażowania. Przykładowo - jedna z moich pacjentek nie pracuje już w ciągu dnia. Jeździ tylko na nocne spotkania. Za każdą taką wizytę dostaje ponad dwa tysiące złotych. Wychodzi więc z założenia, że wystarczą jej takie cztery usługi miesięcznie, by zarobić minimum osiem tysięcy.
Zdarza się też, że kobiety mają prywatne motywacje. Przykładowo, w relacji z ojcem lub ojczymem pojawił się jakiś problem i ona przez lata toczy z nim wewnętrzną wojnę. W pracy chce mężczyzn upokorzyć, bo to jest jej mentalnie potrzebne. Czują wtedy sprawczość i władzę. Są też kobiety z hiperseksualnością, czyli w dawnej nomenklaturze nimfomanki. Bardzo często w przeszłości były one wykorzystywane seksualnie i w ten sposób radzą sobie z tą traumą. Praca seksualna odpowiada więc na ich potrzeby.
Z moich obserwacji wynika, że to jest kwestia doświadczeń konkretnej jednostki. Zauważyłem, że mogą one różnić się nie tylko w zależności od miejscowości, lecz także dzielnicy, w której ktoś pracuje. Na przykład seksworkerki, które świadczą usługi na warszawskiej Pradze, częściej doświadczają sytuacji przemocowych niż te pracujące na Żoliborzu.
Tak jak wspomniałem, niektórzy klienci pojawiają się pod wpływem różnych dopalaczy, czyli chcą uprawiać chemsex. Wcześniej więc piją alkohol lub zażywają narkotyki, aby zwiększyć swoje doznania seksualne. Tacy panowie mogą być niebezpieczni, bo nie trzymają się żadnych zasad. Zdarza się, że żądają seksu bez prezerwatywy, a w trakcie stosunku pojawia się przemoc - na przykład podduszanie, wykręcanie rąk czy bicie.
Gdy pojawia się "książę", kobieta jest gotowa zmienić dla niego całe życie. Nowy partner zabiera ją z tego świata. I często na początku obu stronom wydaje się, że wszystko będzie idealnie. Dogadują się, jest im dobrze w łóżku. Poza tym partner wie o przeszłości kobiety i to wszystko akceptuje, wspiera ją finansowo i emocjonalnie.
Jednak nie zawsze wszystko układa się dobrze. Spotkałem się z przypadkami, gdy po kilku miesiącach okazywało się, że "książę" znowu korzystał z usług seksworkerek i trzymał to w tajemnicy przed partnerką. A ona dowiadywała się o wszystkim od koleżanek z byłej branży. Kobiety, które są w takiej sytuacji, często zgłaszają się o pomoc do seksuologa. Chcą dowiedzieć się, czy da się coś zrobić z seksoholizmem partnera. Dla nich to jest poważny problem. Pracowałem z takimi kobietami. Pamiętam, że bardzo to przeżywały, bo przecież one wcześniej zmieniły całe swoje życie dla tych mężczyzn. Seksworkerki opowiadają mi również, że w pracy podnieca je adrenalina i nowość, a w związku często tego nie doświadczają i wtedy przychodzą do mnie na terapię partnerską z mężem.
Zauważyłem, że pracownice seksualne często tłumaczą to sobie w ten sposób, że są wyjątkowo zaradne. Dla nich fakt, że odnajdują się w tym zawodzie i zarabiają dobre pieniądze, to przejaw sprytu i przedsiębiorczości. Niekiedy pojawia się też argument, że przecież to, co robią, niczym nie różni się od prostytucji małżeńskiej.
Mowa o przypadkach, gdy jedna ze stron oddaje się partnerowi czy partnerce w zamian za utrzymanie czy prezenty. Nie raz w gabinecie słyszę, że żona zgodziła się na seks analny, bo on obiecał, że kupi jej nowego iPhone’a. Jednak samo zjawisko prostytucji małżeńskiej jest dosyć trudne do zdefiniowania, bo tutaj granica jest bardzo cienka. Według mnie to może być na przykład sytuacja, gdy zysk jest wyłącznym powodem zbliżenia z partnerem lub partnerką. A gdy go nie ma, to nie ma też seksu.
Moim zdaniem na pewno nie powinny angażować się w to osoby, które mają małą sieć wspierających kontaktów społecznych. Przykładowo, jeśli kobieta jest seksworkerką i nie ma bliskich osób lub nikt z jej otoczenia nie wie o jej pracy, to ona nie ma z kim szczerze porozmawiać o swoich doświadczeniach i emocjach. A to jest niezbędne, żeby przepracować niektóre kwestie. Każdy z nas potrzebuje nieraz takiej rozmowy, bo problemy zdarzają się nawet w najlepszej pracy. W sytuacji, gdy taka kobieta zaczyna radzić sobie sama, może popaść w zakupoholizm czy uzależnienie od używek lub leków. Według mnie, jeśli nie mamy takiej grupy wsparcia w najbliższym otoczeniu, to naprawdę warto poważnie zastanowić się, czy na pewno chcemy w to wchodzić.
Andrzej Gryżewski, seksuolog, psycholog kliniczny, psychoterapeuta Archiwum prywatne
Andrzej Gryżewski - Psycholog kliniczny, seksuolog, psychoterapeuta poznawczo-behawioralny (CBT), certyfikowany edukator seksualny, terapeuta schematów. Założyciel Instytutu Psychoterapii i Seksuologii "Arte Vita". Autor bestsellerowych książek m.in. "Sztuki obsługi penisa" oraz "Niekochalni. Lęk przed bliskością". Prowadził liczne wykłady z seksuologii i psychologii na SWPS, na UW i na WUM. Członek Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego, Polskiego Towarzystwa Terapii Poznawczej i Behawioralnej oraz członek Unii Literackiej. Ekspert w audycjach i programach telewizyjnych poświęconych seksualności człowieka. Współautor podcastu "Dialogi waginy i penisa".