Na Tinderze mi nie wyszło. Poszłam szukać miłości na katolickim speed datingu

Czy wierzymy w miłość od pierwszego wejrzenia? Okazuje się, że tak. Co ciekawe, to więcej mężczyzn niż kobiet liczy, że strzała amora przeszyje ich serce. Miłość możemy znaleźć w szkole, pracy, na imprezie czy aplikacji randkowej. Czasem, jednak trzeba pomóc szczęściu. Po miesiącach spędzonych na randkowaniu z mężczyznami poznanymi na Tinderze postanowiłam wybrać się na katolicki speed dating. Muszę przyznać, że był to wyjątkowy wieczór, na którym nie zabrakło nawet modela bielizny.

Tinder i inne aplikacje randkowe mają oczywiście swoje plusy. Wiele osób spotkało tam drugą połówkę, przyjaciół czy zrealizowało fantazje. Jednak korzystanie z nich niesie za sobą nieprzyjemne konsekwencje m.in. ghostowanie, wulgarne komentarze czy przykre rozczarowanie podczas pierwszego spotkania. Zdawało mi się, że apki randkowe wyparły przedpotopowy wynalazek, jakim jest speed dating, okazuje się, że wcale tak nie jest. Po miesiącach spędzonych na popularnej aplikacji randkowej postanowiłam sprawdzić, czy nie lepiej jest chodzić na randki w ciemno. Zanim jednak opowiem o moich doświadczeniach, garść faktów na temat zakochiwania się, miłości i oczywiście speed datingu. 

Zobacz wideo Od 65 lat tworzą szczęśliwy związek. Pani Basia i pan Andrzej opowiedzieli nam o ich uczuciu. "Mówili, że nie pasujemy do siebie"

Miłość od pierwszego wejrzenia. Wierzy w nią więcej mężczyzn niż kobiet 

Portal randkowy Elite Singles opublikował badania, z których wynika, że w miłość od pierwszego wejrzenia wierzy więcej mężczyzn niż kobiet. Jest to kolejno 72 i 61 procent ankietowanych? Jak długo zajmuje nam zakochanie się? Okazuje się, że choć wiele osób wierzy w uderzenie strzałą Amora, to proces zakochiwania się nie jest błyskawiczny. Z badań opublikowanych w 2011 roku w "Journal of Personality and Social Psychology" wynika, że mężczyźni myślą o wyznaniu miłości po 97 dniach od rozpoczęcia związku, natomiast kobiety potrzebują jeszcze więcej czasu - 149 dni. Coraz częściej miłości szukamy za pośrednictwem internetu. Z raportu zleconego przez portal Sympatia.pl "Jak kochają Polacy?" wynika, że aż 50 procent singli rozgląda się za drugą połówką w wirtualnym świecie.

Zanim jednak pojawiły się aplikacje randkowe miłości szukano także na speed datingach. Co ciekawe, historia tej formy poznawania przyszłej żony lub męża sięga aż XIX wieku. Organizowano wówczas w  niektórych częściach Stanów Zjednoczonych spotkania dla samotnych kobiet oraz mężczyzn. Na rozmowę z potencjalnym partnerem mieli od 10 do 15 minut. Jednak speed dating stał się popularny dopiero w latach 90. ubiegłego wieków oraz na początku XXI wieku m.in. za sprawą serialu "Seks w Wielkim mieście". I choć obecnie mówi się głównie o aplikacjach randkowych, to nadal duża grupa singli szuka miłości właśnie na speed datingach.

A co o takim sposobie poznawania nowych osób sądzi Evan Marc Katz, trener randek od 2003 roku? "Problem polega na tym, że dostajesz losową próbkę ludzi, tak samo jakbyś wszedł do wagonu metra i rzucił lotką" - zauważa. Dodaje jednak, że szybkie ranki mają swoje zalety. Twierdzi, że na aplikacjach randkowych łatwiej jest nam skreślać osoby, które nie spełniają naszych wymagań np. dotyczących wzrostu partnera. Trener uważa, że kiedy poznajemy kogoś osobiście, możemy dać szansę drugiej osobie, nawet jeśli nie jest naszym 'ideałem". A jak ja szukałam miłości na speed datingu?

Speed daitingi mają się dobrze. Frekwencja nie zawiodła

W internecie znałam mnóstwo tematycznych speed datingów. Spotkania były dedykowane różnym grupom osób m.in. z wyższym wykształceniem, w średnim wieku, wysokim czy katolikom. Te ostatnie szczególnie przykuły moją uwagę. Sądziłam, że właśnie na randkach stworzonych z myślą o osobach wierzących mam szansę trafić na mężczyzn, których nie miałabym okazji spotkać na Tinderze. Ciekawiło mnie również to, jak osoby tak silnie identyfikujące się ze swoim wyznaniem randkują.  

Zanim pojawiłam się w jednym z warszawskich lokali, aby odbyć moje błyskawiczne pięciominutowe randki, sądziłam, że nikt na nie chodzi na speed dating. Obawiałam się, że sala będzie świecić pustkami. Nic z tych rzeczy. Na szybką randkę przybyło 16 panów i 14 pań w tym ja. Prowadząca spotkanie, po przekazaniu mi plakietki z imieniem i kartą, na której mogę prowadzić notatki na temat kandydatów i zaznaczać, z którym z nich chciałabym kontynuować znajomość, poleciła mi zająć jeden z wolnych stolików. 

Jakiej żony szukają uczestnicy katolickiego speed datingu? Bez wątpienia wiedzą, czego chcą 

Za wejście musiałam zapłacić 39 złotych. Tyle kosztowało mnie spędzanie dwóch godzin na rozmowach z 16 potencjalnymi przyszłymi partnerami. Choć nie oszukujmy się, raczej przyszłymi mężami. Panowie, z którymi miałam przyjemność przeprowadzić pięciominutową rozmowę, nie kryli, że na speed dating wybrali się w poszukiwaniu żon. Większość z nich poświęciła pierwszą dekadę dorosłości na rozwijanie pasji, kariery oraz edukację, aż - jak sami mówili - w pewnym momencie poczuli, że czegoś im brakuje i rozpoczęli poszukiwanie żony. Odniosłam wrażenie, że szybkie randki to pięciominutowy casting pt. "czy nadajesz się na matkę moich dzieci". Panowie dziarsko rozpoczynali rozmowę i mieli jasno sprecyzowane oczekiwania wobec wybranki swojego serca. Moja pierwsza randka - Marek  już na wstępie podkreślił, że palaczki odpadają w przedbiegach, później poprzeczka została umieszczona wyżej. Jaka powinna być partnerka mojego potencjalnego przyszłego męża? 

- Zależy mi, żeby dbała o dom, ciepło, dzieci i ognisko domowe. Bo to ważne - wyjaśnił Marek.

- A jak będzie chciała pracować? - dopytałam.

- To nie zabronię. Natomiast wolałbym, żeby doglądała domu i dzieci, a ja zająłbym się pracą - dodał.

Pięć minut minęło w mgnieniu oka, a przede mną pojawił się kolejny mężczyzna - Artur. Na początek zadałam jedno ze standardowych pytań na randkach, czyli "czym się zajmujesz". Jednak na odpowiedź musiałam poczekać. Sprytnie omijał odpowiedź, jednak kiedy zbliżała się ostatnia minuta naszej rozmowy, nie dałam za wygraną i spytałam jeszcze raz. Powiem szczerze, że spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego, że na katolickiej randce spotkam modela bielizny. Nie wiem, kto był bardziej zaskoczony, ja tą informacją, czy on moim zdziwieniem. Niestety, nie udało nam się tego dowiedzieć, ponieważ wówczas wybrzmiał dzwonek, a przede mną pojawił się Zbyszek. Jakiej partnerki szukał? Takiej, z którą będzie mógł rozmawiać o ważnych sprawach i wspólnie podejmować decyzje, jednak jest jeden haczyk. Chciałby, aby to on miał ostatnie zdanie w dyskusji i wolałby obgadać każdą sprawę, ale i tak zrobić po swojemu. Uspokoił mnie.

- Oczywiście nie we wszystkim, ale chciałbym stawiać na swoim w ważnych sprawach - sprostował Zbigniew. 

Domyślam się więc, że kwestia tego co będzie na obiad, nie musiałaby być z nim konsultowana, aczkolwiek kto wie, schabowy to ważna sprawa. 

Speed datingowy zawrót głowy. 16 randek w dwie godziny 

Muszę przyznać, że każdy z 16 mężczyzn był niezwykle uprzejmy i miły, co stanowiło kolosalną różnicę między tym, jak naburmuszeni potrafią być panowie z Tindera. To, co zarazem jest ogromną wadą, jak i zaletą, to czas trwania randek. Z jednej strony, kiedy naprzeciwko ciebie siedzi osoba, z którą nie masz nic wspólnego, po pięciu minutach zmieniacie stolik. Kto korzysta z Tindera, ten przynajmniej raz musiał trafić na fatalną randkę, która trwała zdecydowanie za długo i powinna się zakończyć w momencie podania sobie rąk na przywitanie. I choć zdarzają się bardzo asertywne osoby, to większość z nas stara się wysiedzieć przepisowe dwie godziny nad kubkiem kawy, czy szklanką piwa, uczestnicząc w nudnej rozmowie. Z kolei pięć minut, które mają kandydaci na zapoznanie się to naprawdę niewiele czasu. Muszę przyznać, że widać, którzy z kandydatów byli po raz pierwszy na speed datingu, a którzy to starzy wyjadacze. U tych drugich lista pytań i odpowiedzi była skrzętnie przygotowana, aby wyciągnąć jak najwięcej istotnych informacji oraz pokazać się z jak najlepszej strony. 

Wracając do karteczki, którą otrzymałam na wejściu, na której miałam zapisywać swoje uwagi na temat mężczyzn, nie za bardzo wiedziałam, jak jej użyć. Wydawało mi się, że jest to delikatnie rzecz ujmując creeperskie. To trochę tak jak idziesz do IKEA i wypisujesz na karteczce meble, które ci się podobają, a potem wybierasz je z magazynu. Było to dziwne tylko dla mnie, inni ochoczo korzystali z tej możliwości. Przyznam, że w momencie rozmowy, kiedy ktoś nagle zaczynał wypisywać na kartce obok mojego imienia swoje przemyślenia, uwagi, spostrzeżenia… właściwie nie wiem, co zapisywał, czułam się nieswojo. Sama po dwóch godzinach miałam czystą kartkę, a w głowie zaczęło mi się kręcić już przy czwartym kandydacie na męża. Tempo poznawania potencjalnych partnerów było zawrotne, a tylko cześć z nich zapadła mi w pamięć. Być może brak mi wprawy i obycia. Niestety, żaden z kandydatów nie okazał się być tym jedynym. Kto wie, być może na kolejnym speed datingu poznam miłość życia.

Więcej o: