Więcej podobnych tematów znajdziecie na Gazeta.pl
Eloise to 26-letnia Brytyjka, która mieszkała w Nowym Jorku, gdzie odbywała staż prawniczy. Z jej instagrama dowiadujemy się również, że jest baletnicą. Jeden z przyjaciół opowiedział jej o eksperymentalnej wspólnocie duchowej. Zaintrygowana kobieta postanowiła spróbować i z Nowego Jorku przeniosła się do Lambeth Palace, w centrum Londynu. W felietonie dla brytyjskiego tabloidu "Metro" powiedziała tak: - "Dziwnie było przyjechać prosto z serca miasta na spokojne tereny centrum duchowego, ale zawsze dawało mi to natychmiastowe poczucie spokoju. Inni członkowie mojej grupy byli mieszanką wieku i pochodzenia — mężczyźni i kobiety, z różnych krajów i kultur. W czasie modlitwy wszyscy nosiliśmy te same białe szaty: znak wspólnej tożsamości".
Dzień we wspólnocie był zorganizowany od rana do wieczora. Poranek zaczynał się od modlitwy. Później był czas na naukę, a następnie wszyscy wykonywali powierzone im zadania takie jak praca w ogrodzie, czy wolontariat. Po pracy jedli obiad, ponownie się uczyli, modlili i tak kończył się dzień. 26-latka przyznała, że ta rutyna była dla niej naprawdę odświeżająca.
Nadało to każdemu dniu kształt, poczucie rytmu i ciągłości dni, których czasami brakuje współczesnemu życiu. Przewidywalność każdego dnia pozwoliła mi doświadczyć małych rzeczy z większą uwagą i świadomością.
- wyznała.
Choć plan dnia był wypełniony po brzegi, to zdarzało się, że osoby przebywające w klasztorze milczały, nawet przez cały dzień. Eloise obawiała się, czy sobie poradzi, bo wcześniej na siłę próbowała znajdować sobie zajęcia, żeby tej ciszy podczas dnia było jak najmniej. Ostatecznie przyznała, że było to łatwiejsze, niż się spodziewała. Choć kobieta wzięła urlop na czas pobytu w klasztorze, to mimo wszystko czasem musiała wypełniać swoje obowiązki zawodowe.
Zdarzało się, że wymagania mojej pracy kolidowały z rekolekcjami duchowymi — mimo że brałam urlop od pracy, często musiałam zajmować się sprawami zawodowymi, które się pojawiały. Ale to była część wyzwania: poradzić sobie z tego typu scenariuszami z cierpliwością (...).
- tłumaczy.
Może wydawać się nieco ekstremalne — lub po prostu zupełnie nierealne — myślenie o zaadoptowaniu niektórych tradycji inspirowanych klasztorem do naszego świata. Ale nie musi być tak, że ludzie przyjmują surowy lub zdyscyplinowany styl życia.
- dodaje.
Eloise Skinner spędziła w klasztorze rok. Gdy wyszła, zmieniła swoje życie. Napisała dwie książki, a także przekwalifikowała się. Nie została prawniczą, tylko psychoterapeutką. - "Moje doświadczenie we wspólnocie klasztornej z pewnością ukształtowało moje postrzeganie świata i nie żałuję tego — było to jedno z definiujących doświadczeń w moim życiu" - mówi. Na koniec stwierdziła, że wielu rzeczy dziś jej brakuje, takich jak bliskiej więzi z innymi, jasności celu, czy dyscypliny.