"Po porodzie teściowa kazała mi przez 2 miesiące siedzieć w domu. Mówiła: piersi sobie zaziębisz"

Waldek od zawsze był ulubieńcem mamy - ja miałam tytuł "dobrej synowej", ale cokolwiek by się nie działo, i tak go broniła. Jak o 12:00 biegł z kolegami na piwo, a ja siedziałam z małym dzieckiem w domu, teściowa mówiła: "No i co się złościsz? To nic takiego". Ale jak wypiłam kilka lampek wina na weselu siostry, krzyczała od progu: "Co z ciebie za matka?!" - wspomina Barbara.

Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

Z Barbarą rozmawiam w zielonej kuchni z małymi oknami i wąskim przejściem do drugiego pokoju. Ściany zalewa sztuczne światło z migającej żarówki. Jest południe, choć można by pomyśleć, że już wieczór. Okna wychodzą na ganek z kamienną posadzką, a nie bezpośrednio na podwórko. - Piję tu rano kawę i czasami czuję, jak się duszę - wtrąca Barbara. Promieniami kwietniowego słońca obdarowana jest za to przestronna kuchnia na pierwszym piętrze wielopokoleniowego domu. Mieszka tam teściowa Barbary. 

Zobacz wideo Piotr Rubik mówi do teściowej po imieniu. Jakie mają relacje?

Bez dyskusji 

Między dwoma łykami herbaty pytam, czy zdarzało jej się słyszeć jeden z tych słynnych żartów o teściowej. Barbara uśmiecha się ukradkiem. - Wie pani, że w każdym dowcipie kryje się ziarno prawdy. 

Po kawałach można się uśmiechnąć. Po kawale drogi, który przejedzie się z rodzinnej miejscowości do nowego domu, nowego życia i nowej rodziny, również powinien pojawić się uśmiech. Pełen nadziei i ciekawości. Dla Barbary był to raczej śmiech przez łzy. - Nie było lekko. Zamieszkaliśmy z Waldkiem na parterze, teściowie zajmowali pierwsze piętro. Dopiero co urodziłam Dawidka. Wiedziałam, jak zająć się własnym dzieckiem - "guzik prawda", wtrącała wtedy teściowa. "Młoda jeszcze jesteś, więc lepiej się ucz". No i mnie uczyła, w rzeczywistości starając się udowodnić, że wszystko wie najlepiej. 

W domu było gorąco jak w piekle, grzejniki parzyły na odległość, a mama ciągle mówiła, że mam ubierać dziecko w dwie warstwy ubranek i przykryć pierzynką, "bo przecież się zaziębi". Zaprotestowałam - awantura. Po porodzie kazała mi przez dwa miesiące siedzieć w domu i nie wychylać się nawet za okno, "bo przeziębię sobie piersi" i tragedia gotowa. Po kilku tygodniach zrobiłam się głucha na jej docinki. Ubrałam kurtkę i wyszłam na spacer, będąc już o krok od szaleństwa. Świeże powietrze nigdy nie było tak przyjemne. Piętnaście lat minęło, a dalej pamiętam ten zapach.

Ukochany synek

Barbara i Waldek zamieszkali na parterze, a teściowie na pierwszym piętrze dużego domu na wsi. Mogłoby się wydawać, że taki układ zapewni harmonię i odrębność gospodarstw. Dwie rodziny w jednym budynku, dwa różne style życia. Kropka. - W teorii tak, w praktyce niekoniecznie. Na każdym kroku słyszałam jakieś złote rady. Najgorzej było podczas kłótni albo drobnych sprzeczek małżeńskich. Zero prywatności. Gdy tylko któreś z nas podniosło głos, po chwili dźwięczały już pojedyncze skrzypnięcia na schodach. Wiadomo było, że teściowa biegnie na ratunek, żeby nas pogodzić. 

Waldek od zawsze był jej ulubieńcem - ja miałam tytuł "dobrej synowej", ale cokolwiek by się nie działo, i tak go broniła. Jak o 12:00 biegł pod sklep z kolegami na piwo, a ja siedziałam z małym dzieckiem w domu, teściowa mówiła: "No i co się złościsz? To nic takiego". Ale jak wypiłam kilka lampek wina na weselu siostry, krzyczała od progu: "Co z ciebie za matka?!"

Niedokończone opowieści

O podobnych doświadczeniach i napiętych relacjach z teściową opowiada mi kolejna bohaterka, Judyta. - Mamy mieszkanie na górze, a teściowa na dole. I nikt nikomu nie wtrąca się do życia, ale nie zawsze tak było. Po ślubie awantury były na porządku dziennym, bo "jej biedny synek nie miał co jeść". Nieważne, że jadł trzy obiady dziennie. Krzywda mu się działa - przynajmniej w jej odczuciu. Pamiętam szczególnie jedną taką sytuację. 

Byłam w ciąży, leżałam w szpitalu przez trzy dni. Jak przyjechałam to faktycznie "jej synek był głodny", bo lodówka świeciła pustkami. Zaczęły się awantury, wyzwiska. Wtedy powiedziałam dość. I tak już zostało. Każdy sobie rzepkę skrobie. Teściowa wpada na herbatkę, czasami na obiad (chociaż podobno źle robię rolady) - ale już teraz jako gość. Nie jak dawniej. Myślę, że potrzeba dużo czasu i cierpliwości, żeby wypracować sobie taki układ, który nam odpowiada. Zwłaszcza na początku, choć teraz młodzi ludzie są już zupełnie inni niż my kiedyś - nie dadzą sobie wejść na głowę. Oby! To się przydaje, bo chyba nie znam takiej teściowej, która nie próbowałaby do wszystkiego wtrącić swoich trzech groszy. 

Na prośbę bohaterek imiona w tekście zostały zmienione.

Więcej o: