Dzięki uprzejmości wydawnictwa Bellona publikujemy fragment książki "Spowiedź Carycy Katarzyny II. Szczera rozmowa z miłośniczką romansów".
***
Po ostatniej schadzce i rozmowie o nowej funkcji Stanisława, dzień później sytuacja się powtórzyła. Kochankowie zajęli się sobą. Gdy już zaspokoili swoje pragnienia, księżna Katarzyna przypomniała o ostatniej rozmowie, jednocześnie pytając Stanisława Poniatowskiego, czy jest gotów, by rozpoczęła się jej "spowiedź".
– Zatem słucham. Czyń, Stanisławie, swą powinność! Czekam na pierwsze pytania!
– Pytaj, śmiało.
Księżna Katarzyna zaniosła sie od śmiechu. A na jej policzkach pojawiły się wypieki, które były skutecznie skrywane pod warstwą różu i pudru nałożonego kilka godzin wcześniej.
– No to rzeczywiście wybrałeś Stanisławie pytanie dość bliskie memu sercu... Czy odpowiem na nie? Jak najbardziej. Proponuję jednak uczynić to nieco później. Musisz mi dać czas na to, bym była w stanie ich wszystkich zliczyć. Ale obiecuję, że odpowiem na to pytanie.
– A ty, Stanisławie, skoroś taki mądry, to sam powiedz. Ile kochanek miałeś?
Dopiero gdy przyszła carowa zadała to pytanie na głos, dotarło do niej, co uczyniła. Stanisław gwałtownie się zawstydził, a jego uszy stały się na tyle czerwone, że nawet podczas białej nocy nie sposób było to przeoczyć. Jednak jak na mężczyznę o dobrych manierach przystało, nie miał zamiaru unikać tego bolesnego tematu:
– O mój miły! Nie miałam o tym pojęcia albo umknęło mi to z głowy. Dajesz przecież teraz sobie świetnie radę w tych kwestiach. Przyjmij me przeprosiny natychmiast, mój miły.
– Czyńmy tak więc!
– Urodziłam się jako Zofia Fryderyka Augusta w Szczecinie nad Odrą. Stało się to 2 maja Roku Pańskiego 1729. Spędziłam dzieciństwo właśnie w Szczecinie na zamku. Mieszkałam w lewym skrzydle, gdzie obok mej sypialni była dzwonnica. Z tamtego okresu mam w pamięci zabawy ze szczecińskimi dziećmi. Sporo czasu spędzałam na zamkowym dziedzińcu i w ogrodach. Miły to był czas. Zaś co się tyczy rodziców, to moim ojcem był książę Christian August von Anhalt-Zerbst, zaś matką młodsza od niego Joanna Elżbieta.
– On był spokojny, pobożny, a do tego starszy od matki. Szanowałam go. Niestety, zmarł w 1747 roku. To był jeden z najbardziej bolesnych momentów w moim życiu. Gdy się o tym dowiedziałam, popadłam w kompletną rozpacz. Widziałam go po raz ostatni przed wyjazdem do Rosji, później już nigdy nie było ku temu okazji. Kochany tatuś zmarł na udar. Opłakiwałam go z dziesięć dni, zamknięta w swej komnacie. Później nie dane mi było dalej się smucić, gdyż ówczesna caryca Elżbieta kazała mi wyjść z pokoju i pokazać się rosyjskiemu ludowi.
– Jak większość matek, które żyją w naszych czasach, kochała skupiać na sobie uwagę. Nawet wtedy, gdy dotarliśmy na carski dwór, a ja byłam traktowana jako przyszła żona cara, matula nie mogła zrozumieć, że w jednej chwili tak wiele nieznanych mi osób okazuje mi podziw i szacunek. Dla niej to było nie do pomyślenia, że staje się mniej ważna od własnej córki.
– Nieprawda. Ona po prostu już taka była. Zresztą potwierdzę to konkretnym przykładem. Dawno temu moja matka nagle zemdlała, o czym pospiesznie poinformował mnie mój sługa. Wpadam więc do jej komnaty, gdzie owszem, leży, choć jest przytomna. Pytam więc o to, co się wydarzyło, jak doprowadziła się do takiego stanu? Ona zaś serwuje mi łgarstwa o tym, że chciała z pomocą lekarza upuścić sobie nieco krwi, co jest według mnie wierutnym kłamstwem, gdyż matula zawsze tego unikała i nie jest możliwe, by niespodziewanie zmieniła zdanie w tej kwestii.
– Mam teorię, że prawda leży gdzie indziej. I tego jestem pewna! Matka nie cierpiała przecież upuszczania krwi. Za to nad wyraz mocno ceniła sobie obecność hrabiego, choć miała przecież męża... Jednak zbytnio jej to nie przeszkadzało. Nie pisałam o tym w swych pamiętnikach. Jestem jednak przekonana, że matula miała namiętny romans z hrabią. A owocem tego mogło być zapłodnienie i dziecko w drodze.
– Śmiem twierdzić, że matula wcale nie zemdlała z powodu upuszczania krwi, a po prostu była w stanie błogosławionym i wtedy utraciła swą ciążę.
– Nie ma sprawy! Siadaj Stanisławie i słuchaj! Otóż któregoś razu strasznie zachorowałam. Cały dwór wówczas chuchał i dmuchał na mnie, włącznie z carycą Elżbietą, gdy tymczasem matka wpadała w szał. Nie podobało się jej to, że zajmują się mną medycy, którzy kazali upuszczać mi krew, czemu ona była kategorycznie przeciwna. Jednak o tym opowiem innym razem.
– Teraz jednak przejdźmy do sedna. Otóż wówczas tak bardzo nie przypadło jej do gustu, że wszyscy mi nadskakują, i z tej złości posłała do mnie służącą z informacją, że mam jej oddać kawałek cennego materiału. Ta tkanina miała dla mnie wartość sentymentalną, ponieważ była to właściwie jedyna cenna rzecz, którą przywiozłam ze sobą do Petersburga. A ponadto dostałam ją od bardzo bliskiej mi osoby, od stryja.
– Spełniłam jej prośbę, a właściwie rozkaz. Choć uczyniłam to z wielkim trudem… Przykro mi było rozstawać się z tą pamiątką. Jednak mój smutek nie trwał długo, bowiem ktoś doniósł o całym zajściu cesarzowej, a ta niebawem posłała do mnie służącego z koszem przepięknych materiałów, by wypełnić pustkę po tym, com musiała oddać.
– Bzdura, rany niebieskie! Takich momentów w mym życiu było o wiele więcej. Pamiętam moje zaręczyny. Trwał bal, a matula nie mogła być obok mnie, przy jednym stole, gdzie siedziałam z cesarzową i swym mężem. Tradycja podparta protokołem wskazywała bowiem jasno, że przy tym stole nie może zasiadać moja matka. Ona jednak uparła się, że będzie siedziała obok mnie, bo jest przecież tak samo ważna jak ja, a wręcz ważniejsza.
– Tak. Powiedziano jej wprost, że ma siedzieć przy innym stole. Na to matula stwierdziła, że nie będzie siedziała razem z byle jakimi dworzanami, gdy przecież jest matką świeżo upieczonej małżonki następcy tronu, przyszłej Jej Cesarskiej Mości.
– Tak. Wyobraziłam sobie właśnie na twej głowie królewską koronę i dlatego się pomyliłam.
– Niestety nie. Tak ją to wszystko rozjuszyło, że wpadła w szał, rzucając gromy z jasnego nieba i piekląc się niebywale. Nie docierało do niej, że to nie ona jest tego dnia najważniejsza. W końcu wyczerpała się cierpliwość samej carycy. Posłała swego służącego do pomieszczenia obok, z którego do sali balowej wychodziło jedynie okno, i tam kazała przygotować stół z jednym nakryciem. Gdy wszystko było gotowe, nakazała mej matce opuścić salę balową i usiąść przy tym odosobnionym stole. Dalszą część balu oglądała przez małe okienko, niczym dziecko, któremu pokazuje się łakoć, dając mu do zrozumienia, że coś jest tak blisko, a jednak tak daleko. Tego dnia matka była wściekła. Caryca dała jej nauczkę, jednak nie przyniosło to żadnych efektów. Później jeszcze wielokrotnie zachowywała się podobnie, w oczach wielu ośmieszając w ten sposób siebie, ale i mi przynosząc wstyd, wręcz narażając na to, że i ja poniosę poważne konsekwencje jej zachowania.
– Tak. Skoro sobie na to zasłużyła, to nie mam innego wyboru. Naprawdę, wierz mi, mogłabym opowiadać po tysiąckroć takich historii. A mówiłam ci o tym, jak nie odpowiadało jej to, że miała mniej okazałe komnaty niż ja w Pałacu Zimowym?
– To zamień się teraz, Stanisławie, w słuch. Otóż pewnego razu, nim jeszcze zostałam żoną przyszłego cara, zakwaterowano nas w Pałacu Zimowym. Ja dostałam cztery pokoje, składające się na pokaźny, wręcz przepiękny, apartament. To samo było z matulą. Ta jednak zaczęła się awanturować, nie będąc w stanie pojąć, że ja, jej wierna córka, nie śpię z nią w jednym apartamencie. A jeszcze bardziej rozwścieczyło ją to, że mam pokoje od strony schodów, po tej, po której ona by chciała. Z tego powodu zaczęła rzucać we mnie gromami, a mi było najzwyczajniej w świecie przykro. Po raz kolejny myślałam wówczas, że matka jest skupiona na sobie!
– Niedługo po tym, jak zostałam żoną Piotra, polityka na carskim dworze wobec Prus znacząco się pogorszyła. W związku z tym korespondencja wysyłana do tego kraju, gdzie wtedy przebywali moi rodzice, miała być ograniczona do minimum. Miałam być rada z tego, że w ogóle mam taką możliwość… Listy były więc słane co miesiąc.
– Nie.
– Nieprawda. Było jeszcze gorzej!
– Nie pisałam tych listów, robili to ludzie z imperialnego Kolegium Spraw Zagranicznych.
– Nie. Moim obowiązkiem było jedynie je podpisywać. To było straszne uczucie. Ani nie widziałam rodziców, ani nie mogłam im niczego przekazać. Ani jednego słowa od siebie. Czułam się samotna w każdym calu. Wysyłałam im korespondencję, z której dosłownie nic nie wynikało.
Nowa książka o carycy Katarzynie materiały prasowe
Już 12 kwietnia nakładem Wydawnictwa Bellona ukazała się książka "Spowiedź Carycy Katarzyny II. Szczera rozmowa z miłośniczką romansów". Katarzyna II Wielka jest uznawana za jedną z najwybitniejszych postaci na tronie carskiej Rosji. To również kobieta, która kochała seks i nigdy się z tym nie kryła. Co takiego czyniła wieczorami i nocami? Jak wyglądał legendarna Bursztynowa Komnata, w której spędzała czas? I co robiła w swym "pokoju rozkoszy"? Ile jest prawdy w tym, że jeden z jej kochanków testował mężczyzn, którzy mieli się znaleźć w jej sypialni? I jak do tego wszystkiego odnosił się jej mąż Piotr, który objął tron Rosji, ale wkrótce został obalony przez Katarzynę i zamordowany w niejasnych okolicznościach?
Na te wszystkie pytania władczyni opowiada w rozmowie ze swoim kochankiem, przyszłym królem Polski Stanisławem Poniatowskim. Poznajcie historię bodaj największej królowej romansów wszech czasów!