Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>
Jestem szczęśliwą narzeczoną i już niedługo powiem sakramentalne "tak". Przygotowania do ślubu i wesela rozpoczęłam z narzeczonym już ponad rok temu. Niedługo później zaczęłam szukać swojej wymarzonej sukni ślubnej, którą chciałam założyć w najpiękniejszym dniu mojego życia. Wiedziałam, że chce mieć kreację z profesjonalnego salonu, a samo uszycie jej będzie troszkę trwało, dlatego uważam, że poszukiwanie sukni rok przed ślubem było idealnym momentem. Nie zdawałam sobie jednak sprawy z tego, że to będzie tak trudne. W każdej sukni był szczegół, który mi przeszkadzał, a najbardziej przeszkadzała mi moja waga.
Na przymiarki jeździłam z siostrą i mamą. To duet, który zawsze mówił mi prawdę, nawet jak mi się coś podobało, to one potrafiły to negować, ale o to właśnie mi chodziło. W trzecim salonie sukni ślubnych znalazłam tą jedyną. Mama i siostra były oczarowane, a mi zwyczajnie zaświeciły się oczy. Czułam, że to ta, w której chce wystąpić w najpiękniejszym dniu mojego życia. To było cudowne uczucie.
Można by rzec, że grało wszystko oprócz jednego, bo ja czułam się w tej sukni zwyczajnie gruba.
Kiedy wróciłam do domu, po przymiarkach, weszłam na wagę i zobaczyłam, że ważę najwięcej w swoim życiu - 66 kg. Pewnie niektóre przyszłe panny młode brałyby taką wagę w ciemno, ale ja się załamałam i postanowiłam, że biorę się za siebie.
Zawsze lubiłam aktywny tryb życia, jednak daleko mi było od zdrowego odżywania. Uwielbiałam pizzę i chipsy. Często jadłam fast foody, szczególnie wieczorami. Do tego pracowałam zdalnie, więc to ciało się zmieniało, niestety na gorsze. Wiedziałam, że muszę schudnąć i bardzo tego chciałam. Zaczęłam od picia wody i starałam się pić dziennie minimum 3 litry. Jak butelka była w zasięgu ręki, to nie było problemu, gorzej jak byłam czymś zajęta, ale trzymałam się tego. U mnie woda pobudziła procesy metaboliczne i wpłynęła na szybsze spalanie tkanki tłuszczowej. Do tego starałam się jeść posiłki o stałych porach.
Rzadko jadłam po osiemnastej, a do tego nie spożywałam pieczywa białego i makaronów. Nie było mnie stać mnie na pudełka, ale i tak chudłam. Pomogły dwie proste zmiany.
Narzeczony zachęcił mnie do aktywności fizycznej i zaczęliśmy chodzić wieczorami na siłownię. Biegałam na bieżni i robiłam cardio. Po kilku tygodniach zauważyłam znaczną poprawę samopoczucia, a kilogramy leciały. Czułam się dobrze w swoim ciele, a ulubione jeansy były już na mnie za duże.
Kiedy poszłam na ostateczną przymiarkę sukni ślubnej, to popłakałam się z wrażenia, patrząc w lustro. Widziałam zupełnie inną dziewczynę. Miałam jędrne ciało, takie, o którym zawsze marzyłam. W wielu miejscach trzeba było zwężać sukienkę.
Panie były w szoku, bo widziały moją rewelacyjną metamorfozę. W końcu po raz pierwszy podobałam się sobie.
Moje odchudzanie to nie był wyścig szczurów, ani walka z czasem. Jadłam zdrowo i chudłam prawidłowo. Cieszę się, że byłam tak zdeterminowana. Pewnie gdyby nie wsparcie najbliższych, to dawno bym się poddała. Już nie mogę doczekać się momentu, w którym założę swoją wymarzoną suknię ślubną.