Aleksandra Domańska jakiś czas temu bardzo zaniepokoiła swoich fanów, publikując na Instagramie zdjęcie z opatrunkiem na brzuchu. Przez kilka tygodni pozostawała pod opieką lekarzy. Wówczas nikt jeszcze nie wiedział, z jakim cierpieniem mierzy się aktorka. Otworzyła się dopiero w ostatniej rozmowie z dziennikarką Magdą Mołek.
- To się nazywa tak ładnie, profesjonalnie, spondylodiscitis i jest to nic innego, jak bakteryjne zakażenie kręgów i przestrzeni międzykręgowej. To się skupiło w odcinku lędźwiowym, czyli tam, gdzie kręgosłup bierze największą siłę na siebie - wyznała Aleksandra Domańska.
Ten mój core nie wytrzymał i się to wszystko zaczęło psuć
- mówiła.
Początkowo aktorce postawiono błędną diagnozę, co sprawiło, że odkładała w czasie kolejną konsultację lekarską. Wydawało jej się, że może przeczekać ból, który towarzyszył wówczas niewykrytemu schorzeniu.
Sześć tygodni spędziła w łóżku, nie mają siły nawet na to, by wstać. Wyznała, że pojawiły jej się plamy pod oczami i miała wrażenie, że starci przytomność, jak tylko wstanie.
Ja bym tu leżała po prostu, aż bym dostała jakiejś sepsy pewnie. Jestem zdruzgotana tym, jak siebie samą potraktowałam
- mówiła aktorka.
Dopiero za namową przyjaciółki udała się do lekarza, który dokonał odpowiedniego rozpoznania. Aktorka krok po kroku wróciła do normalnego życia. - Myślałam, że jestem po prostu słaba i nie zasługuję na to, żeby trzeci raz iść na SOR i się przekonać, że pani jest mało odporna na ból. Więc tak leżałam z tą diagnozą, myśląc po prostu, że muszę cierpieć - mówiła w poruszającym wyznaniu.