Więcej listów do redakcji znajdziesz na Gazeta.pl
Lato zbliża się wielkimi krokami i wszystkie moje koleżanki przeszły na dietę, regularnie ćwiczą. Ja też chciałam się wziąć za siebie i wrócić do dawnej formy. Nawet mąż sugeruje mi, że jestem gruba. Cały czas namawia mnie do przejścia na dietę. Myśli, że w ten sposób mnie zmotywuje, ale na mnie działa to wręcz odwrotnie. Przy każdej możliwej okazji pokazuje mi nasze stare zdjęcia i podkreśla, jak świetnie wtedy wyglądałam. To prawda... Jeszcze trzy lata temu ważyłam 55 kg, a teraz ważę 75. Ale to było przed pandemią i urodzeniem dziecka. Przestał kupować słodycze, nie chce też zamawiać jedzenia. Wytyka mi nawet wielkość porcji i mówi, że częściej powinnam jeść sałatki.
Choć zaakceptowałam to, jak obecnie wygląda moje ciało, w końcu sprowadzenie na świat nowego człowieka jest nie lada wyczynem, to tęsknię do mojej starej kondycji. Chciałabym znów wchodzić na piąte piętro bez zadyszki. Szczerze mówiąc, to myślałam, że moje ciało po porodzie znacznie szybciej wróci do stanu sprzed ciąży. Jednak minęło już 1,5 roku, a ja pozbyłam się tylko 10 kg pociążowych kilogramów. Dziwi mnie, że mój mąż wytyka mi wagę, skoro wie, że to nie jest tak, że zupełnie osiadłam w tej kwestii na laurach.
Wyniki badań mam dobre, zwracam uwagę na to, co jem, ale pozwalam też sobie na małe przyjemności. Nie mam zamiaru rzucać się na głodówkowe diety i jeść tylko zieleninę, bo mój mąż jest przekonany, że tylko w ten sposób mam szansę schudnąć. Kilka razy zasugerowałam mu, że wiem co robię, ale on chyba nie rozumie. Może jednak powinnam powiedzieć mu coś dosadniej?
Kinga.
***
Wasze historie są dla nas ważne. Czekamy na listy i komentarze. Piszcie do nas na adres: kobieta@agora.pl. Najciekawsze listy anonimowo opublikujemy.