Więcej listów do redakcji przeczytasz na Gazeta.pl.
Zawsze wydawało mi się, że komunia mojej córki będzie wydarzeniem czysto religijnym i ominie nas ten szum wokół niej. Ani ja, ani mój mąż nie chcieliśmy bawić się w "małe wesele", więc od razu zaznaczyliśmy, że przyjęcia nie będzie. Tym bardziej że w tym roku wszędzie szukamy oszczędności, żeby móc zabrać dzieci na wakacje. Nie zarabiamy kokosów, a wszystko drożeje. W ramach ograniczenia wydatków uznaliśmy też, że nie ma sensu kupować nowej alby, skoro moja siostrzenica w zeszłym roku miała komunię i strój już się jej nie przyda. Może dla niektórych 250 zł to nie jest dużo, ale dla mnie to wyrzucanie pieniędzy w błoto, tym bardziej że po komunii alba wyląduje na dnie szafy. Przecież teraz modne są rzeczy z drugiej ręki... Do niedawna byłam pewna swoich decyzji, ale im bliżej uroczystości, tym większe mam obawy.
Pierwszą osobą, która zasugerowała mi, że to nie w porządku, żeby mała szła do komunii w używanej albie, była moja teściowa. Zrobiła mi awanturę, że tak nie powinno być i że ja do ślubu też nie miałam używanej sukienki. Zaczęła wpędzać mnie w poczucie winy, mówiąc, że w zeszłym roku wnuk sąsiadki miał używaną i różniła się od alb pozostałych dzieci, przez co mu dokuczały.
Potem po zebraniu w szkole rozmawiałam z mamami i wszystkie były zaskoczone moją decyzją. Kiedy już się pożegnałam i szłam do samochodu, usłyszałam, jak jedna z nich mówi: "Nie wyobrażam sobie, aby moje dziecko w dniu pierwszej komunii miało używaną albę i czuło się gorsze od innych". Inne zaczęły jej przytakiwać. Rzeczywiście zrobi to aż tak ogromną różnicę? Co się później dzieje z tymi setkami założonych raz alb skoro nie powinno się ich użyczać innym dzieciom? Nie mieści mi się w głowie, żeby była taka presja na nowy strój. Przecież Panu Bogu jest wszystko jedno, kto, w czym przychodzi do kościoła...
***
Wasze historie są dla nas ważne. Czekamy na listy i komentarze. Piszcie do nas na adres: kobieta@agora.pl. Najciekawsze listy anonimowo opublikujemy.