Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
37-letnia Iwona z Chorzowa trafiła do szpitala 10 stycznia tego roku. Kobieta doznała poparzeń 40 procent powierzchni ciała i obrażeń układu nerwowego. Dziś, po kilku przeszczepach skóry i dwóch miesiącach spędzonych w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich nadal odczuwa ogromny ból. Wszystko przez biokominek, który zainstalowała w domu.
Pani Iwona była sama w mieszkaniu, gdy doszło do niebezpiecznego wypadku. Kobieta chciała dolać paliwa do biokominka zainstalowanego na ścianie w salonie. - Opary wybuchły mi prosto na twarz, zaczęłam się palić - przyznała poszkodowana w rozmowie z "Faktem" - Płonęłam jak żywa pochodnia (...) Bluzka stopiła się na mnie, wszystko przykleiło mi się do ciała - opisywała. Aby ugasić ogień, położyła się na ziemi, a następnie polewała się wodą w łazience. Po chwili zadzwoniła po pomoc.
37-latka od razu trafiła do Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Lekarze odkryli, że oparzeniom uległo 40 procent powierzchni jej ciała, w tym twarz, brzuch, piersi, lewa dłoń oraz prawa ręka. Ból pojawił się dopiero następnego dnia. Okazało się, że ogień uszkodził także końcówki nerwów. Na oddziale spędziła dwa miesiące, gdzie przeszła kilka przeszczepów skóry. - Dzięki wspaniałym chirurgom rany się zagoiły, ale najgorsze są powikłania - podkreślała.
Do wypadku pani Iwony odniósł się doktor nauk medycznych Marcin Gierek. Chirurg na co dzień pracuje we wspomnianym wcześniej szpitalu w Siemianowicach Śląskich. Lekarz przyznał, że z roku na rok ma styczność z coraz większą liczbą pacjentów wymagających specjalistycznego leczenia ze względu na poparzenia. - Często mamy do czynienia z oparzeniami trzeciego stopnia - wyznał mężczyzna - Takie oparzenia mogą powodować trwałe uszkodzenia ciała takie jak blizny. (...) Chorzy wymagają długoterminowej rehabilitacji i zabiegów rekonstrukcyjnych - podkreślał doktor.
Lekarz zaznaczył również, jak dużą uwagę należy zwracać podczas obsługi biokominka. Paliwo należy dolewać tylko, gdy urządzenie jest wyłączone i nienagrzane. Jeśli jednak dojdzie do wypadku, ogień najlepiej zdusić kocami, a poparzenia schładzać zimną wodą. W takich przypadkach należy także niezwłocznie zawiadomić pogotowie i udać się na SOR.