Uznawano ją za diabła, ale to ludzie zgotowali jej piekło na ziemi. Wszystko przez nietypowy wygląd

Historia Julii Pastrana do dziś porusza wiele osób. Dziewczynka urodziła się z owłosieniem na twarzy. Przez swój nietypowy wygląd cierpiała przez większość życia. Ludzie uznawali ją za diabła lub zwierzę. Nawet po śmierci jej ciało było wykorzystywane dla zarobku.

Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl

Julia Pastrana przyszła na świat w Meksyku w 1834 roku. Jej wygląd przerażał wszystkich, w tym także jej matkę. Włochaty potwór - właśnie w ten sposób wyobrażano sobie diabła w tamtym rejonie i niestety dla ludzi mała dziewczynka do tego opisu pasowała. Prawdopodobnie, aby ochronić córkę, kobieta zdecydowała się uciec z nią do lasu.

Zobacz wideo Wstydliwe dolegliwości, o których nie chcesz mówić nawet lekarzowi

Od najmłodszych lat nie była traktowana jak człowiek. Jej wygląd był wykorzystywany przez innych

Po dwóch latach dziewczynka wraz z matką zostały odnalezione przez grupę pasterzy. Kobieta od razu wyparła się córki, przez co Julia trafiła do sierocińca. Tam nadano jej nazwisko Pastrana. Dziecko szybko zaaklimatyzowało się w placówce. Oprócz nietypowego wyglądu, w zasadzie niczym nie różniła się od innych mieszkańców domu dziecka. Gdy musiała opuścić sierociniec, pod swoje skrzydła wziął ją meksykański gubernator Pedro Sanchez. Mężczyzna chciał bowiem przeprowadzić na niej eksperymenty.

Badania Sancheza miały dowieść triumf cywilizacji nad naturą. W tym celu nauczył Julię angielskiego, francuskiego, różnych tańców i śpiewów oraz wszystkich innych umiejętności, jakie nabywały w tych czasach dziewczynki. Wiosną 1854 roku Pastrana zdecydowała się opuścić dom gubernatora, aby odnaleźć bliskich. Niedługo po wyjeździe z posiadłości polityka poznała niejakiego pana Ratesa, który nakłonił ją do udziału w "pokazach dziwolągów" w Ameryce. 

Po raz pierwszy wystąpiła już w grudniu tego samego roku. 20-latka stanęła przed tłumem gapiów na scenie nowojorskiego teatru muzycznego Gothic Hall. Na banerach reklamujących pokaz, można było przeczytać, że nietypowy wygląd kobiety wynika z jej pochodzenia. Rates przedstawiał ją jako hybrydę człowieka i zwierzęcia, tzw. Meksykańską Kobietę Niedźwiedzicę. Po kilku występach została sprzedana innemu showmanowi. Był nim J.W. Beach, który uparł się, że Julia ma w sobie geny orangutana. 

Po tournée w USA Pastrana trafiła do Europy, a później trafiła pod opiekę Theodora Lenta. Na starym kontynencie jej sytuacja życiowa wcale nie uległa poprawie. Nie mogła opuszczać domu bez zakrywania twarzy, a dzień w dzień musiała prezentować się przed setkami osób podczas prywatnych spotkań. Co ciekawe, w późniejszych latach Lent oraz Julia zostali małżeństwem, a niedługo potem kobieta zaszła w ciążę.

Zmarła niedługo po porodzie. Śmierć nie przyniosła jej spokoju

Mąż Pastrany wraz z naukowcami zastanawiali się nad wyglądem dziecka Julii. Lent miał nadzieję, że jego potomek będzie bardziej podobny do matki. W ten sposób mógłby wzbogacić się jeszcze bardziej. Odpowiedź na to pytanie nadeszła 20 marca 1860 roku, gdy na świat przyszedł czterokilogramowy chłopiec, w całości pokryty włosami. Niestety, noworodek przeżył tylko dwa dni, a wycieńczona porodem Pastrana zmarła w nocy z 24 na 25 marca. Nie chcąc stracić źródła dochodów, Lent zadecydował, że zmumifikuje ciała swojej żony i syna. Zabieg sprawił, że przez następne dekady "kobieta małpa" odbywała tournée po świecie. Finalnie po ponad 130 latach, dzięki władzom Meksyku, jej ciało pochowano na cmentarzu w miejscowości Sinaloa de Leyva.

Więcej o: