Jono Lancaster od dnia narodzin nie miał łatwego życia. Najpierw porzucili go biologiczni rodzice, a później borykał się z samotnością wśród rówieśników. Wszystko przez chorobę genetyczną, która już w okresie płodowym znacznie zdeformowała jego twarz. Dziś Jono jest inspiracją dla dzieci, które spotkał podobny los.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Jono Lancaster urodził się z zespołem Treachera Collinsa, rzadką chorobą, która spowodowała, że nie ma kości policzkowych, jego szczęka jest zdeformowana, a wygląd swoich uszu określa jako "uszy Barta Simpsona", przez które potrzebuje aparatu słuchowego. Zespół Treachera Collinsa nazywany jest również dyzostozą żuchwowo-twarzową. Tę rzadką chorobę genetyczną rozpoznaje się zaraz po urodzeniu.
W dzieciństwie Jono próbował sobie zracjonalizować, dlaczego odrzucili go jego biologiczni rodzice. Próbował w ten sposób pogodzić się z tym, jak wygląda oraz tym, co go spotkało. Kiedy jednak miał 24 lata, otrzymał dokument, który rozwiał jego wątpliwości.
Oboje rodzice byli przerażeni wyglądem dziecka i nie czuli z nim więzi. Rodzice opuścili szpital 36 godzin po narodzinach, zostawiając dziecko.
Jono Lancaster szybko jednak został otoczony opieką. W książce "Nie wszyscy bohaterowie noszą peleryny" opisał, jak to się stało, że przybrana mama postanowiła się nim zająć.
Miałem dwa tygodnie, gdy się mną zaopiekowała, a pięć, gdy mnie adoptowała. W tym okresie zajmowała się innymi dziećmi z różnymi niepełnosprawnościami.
Jono nie ukrywa, że jego relacje z rówieśnikami nie były udane. W dzieciństwie był wyśmiewany ze względu na to, jak wygląda. Znacząco wpłynęło to na jego samoocenę, choć w międzyczasie przeszedł liczne operacje, które miały poprawić jego wygląd. - Kiedy zacząłem dorastać, a wszyscy wokół zaczęli wchodzić w związki, czułem się jak wyrzutek, bo mnie nikt nie chciał. Wtedy znienawidziłem swoją twarz - przyznał w podcaście LADbible TV. Wszystko się jednak zmieniło, gdy pewna barmanka zaprosiła go na randkę. To podbudowało Jono, który wspomniał ich pierwszy pocałunek. - Wtedy przeszedłem od poczucia, że nie można mnie kochać, do myślenia, że jestem najprzystojniejszym, facetem na świecie - powiedział.
Dziś Jono prowadzi fundację Love Me, Love My Face i odwiedza szkoły, by opowiadać dzieciom swoją historię. Jego organizacja wspiera dzieci urodzone z wadami wrodzonymi między innymi poprzez finansowanie zabiegów medycznych. Jono sam doświadczył samotności związanej z podrzuceniem z powodu choroby, dlatego stara się zrobić wiele, by dzieci w podobnych sytuacjach mogły uzyskać wsparcie, jakiego potrzebują. Chce im pokazać, że ktoś podobny do nich również może się rozwijać, mieć wspaniałą pracę oraz partnera lub partnerkę.