Zgłosiła do kurii, że ksiądz w szkole molestuje dzieci. "Kazano mi wy********ć"

Do skandalu, który opisała "Gazeta Wyborcza", doszło w jednej z podkarpackich miejscowości. Dyrektora miejscowej szkoły zaalarmowała kurię o karygodnym postępowaniu księdza, który miał molestować dzieci w szkole. "Księża zawsze macali" - mieli z kolei ripostować mieszkańcy wsi, którzy urządzili społeczny lincz na kobiecie. "Wyborcza" podaje, że grożono jej "wywiezieniem na taczkach" i skakano po jej samochodzie.
Zobacz wideo Zobacz wideo: Frédéric Martel: Jeśli tysiące dzieci były gwałcone, a Ty wiedziałeś, kto był oprawcą, nie możesz być dłużej świętym

Dyrektorka udzieliła wywiadu dziennikowi. Mówiła, że w maju br. zły dotyk ze strony księdza zgłosiło nauczycielom kilka uczennic. Duchowny miał wkładać im rękę między uda, gładzić po plecach i dotykać pośladków. Nauczyciele pośpieszyli ze sprawą do dyrektorki, która zareagowała od razu. Księdzu kazała nie przychodzić do szkoły (ksiądz prowadził lekcje religii), a w międzyczasie spotkała się z pokrzywdzonymi uczennicami i ich rodzicami oraz zawiadomiła kurię.

Na spotkaniu widziałam, że dziewczyny są zdenerwowane, roztrzęsione. Płakały. Nie wyobrażałam więc sobie, żeby ksiądz prowadził normalnie lekcje religii, skoro uczennice się go boją

- powiedziała rozmówczyni gazety. Kobieta nie użyła słowa "molestowanie", ale podkreślała, że dziewczynki "źle się czuły z dotykaniem księdza, były w wieku dojrzewania i miały prawo to tak odbierać".

Dopiero po spotkaniu z rodzicami pokrzywdzonych wyszło na jaw, że większość rodziców nie wierzy swoim córkom. Jej z kolei zarzucano, że chce pogrążyć duchownego. Na nic zdały się tłumaczenia kobiety, że wykonuje jedynie swoją pracę i "robi, co do niej należy". - (...) Rodzice zażądali, że zanim zgłoszę to policji, chcą spotkania z przedstawicielem kurii - dodała.

Na spotkanie, które odbyło się kilka dni później, przybyły tłumy ludzi. Przedstawiciel kurii tłumaczył, że kobieta działała zgodnie z procedurami, a ksiądz został odsunięty od posługi na czas wyjaśnienia sprawy. Dyrektorce zależało na dopilnowaniu wszystkich obowiązków, ale też na ochronie obydwu stron, zarówno dziewcząt jak i duchownego.

Lincz na dyrektorkę szkoły. "Wyrywano mi telefon, kazano mi "wy********ć"

Przed szkołą jednak doszło do dantejskich scen. Rozwścieczeni mieszkańcy nie pozwalali kobiecie wyjść z budynku i przywieźli taczki, na których chcieli "wywieźć" dyrektorkę.

Nie mogłam wyjść ze szkoły, wyrywano mi telefon, kazano mi "wy********ć", zarzucano mi, że ja to rozhulałam, a koronny argument był taki, że nie mam chłopa, więc innym zazdroszczę. Argumenty rodziców były takie, że przecież się nic nie stało, a księża zawsze macali

- relacjonowała.

To powinno wybrzmieć. Bo tu nie chodziło o to, że on tego nie zrobił. W ogóle nie było o tym mowy, że jest niewinny (...). Ale największe pretensje mieszkańcy mieli do mnie o to, po co to zgłaszałam. Po co cokolwiek robiłam? To mnie najbardziej przeraziło. Jedna z mam powiedziała mi: 'Ale co się takiego stało? Księża zawsze macali, sadzali sobie dzieci na kolana. Żeby pani wiedziała, co się kiedyś działo' 

- opowiadała.

"W Polsce jest przyzwolenie na przemoc seksualną"

Zdaniem rozmówczyni gazety, do takiej reakcji ze strony mieszkańców wsi doszło prawdopodobnie dlatego, że nie pochodziła stamtąd. Powodem też był, według niej, inny fakt: - W Polsce jest przyzwolenie na przemoc seksualną - stwierdziła.

Kobietę zmuszono w końcu do ustąpienia ze stanowiska. Obecnie dyrekcja składa się z osób, które urządziły lincz na rozmówczynię "Wyborczej". W sprawie zachowania księdza prowadzone było postępowanie, które umorzono. Ksiądz dalej odprawia msze. Do szkoły jednak nie wrócił. 

Źródło: Gazeta Wyborcza

Więcej o: