Nie stać mnie na życie w Polsce. Mam 33 lata i po raz pierwszy myślę na poważnie o emigracji

- Niedawno doszłyśmy do smutnych wniosków z moją sąsiadką, która przyjechała do Polski z Białorusi. Jak wspomina, mimo że w Mińsku pracowała jako księgowa, zarabiała znacznie mniej niż teraz jako sklepowa. W jej ojczyźnie tylko nieliczni, skupieni wokół reżimu Łukaszenki, mogli liczyć na dobre zarobki i życie na wysokim poziomie. Obawiamy się, że niestety my też zmierzamy już w tym kierunku - pisze w liście nadesłanym do redakcji nasza czytelniczka Lena.

Dlaczego osoba, która uczciwie pracuje musi zastanawiać się nad tym, czy wystarcza jej pieniędzy na życie? Ostatnio pomyślałam, że to naprawdę absurdalne. Mam 33 lata i od ponad 10 lat pracuję w tym samym miejscu. Chodzę do pracy, starannie wykonuję swoje obowiązki, a ostatecznie przeżywam ogromny stres robiąc codzienne zakupy spożywcze. 

Zobacz wideo Czy Polacy zauważają inflację?

O wakacjach nawet nie marzę

Ja naprawdę nie wymagam luksusów. Myślę, że żyję dosyć skromnie, a moi bliscy twierdzą, że jestem bardzo oszczędna. Cztery lata temu, mimo że zarabiałam mniej niż teraz, byłam w stanie każdego miesiąca odłożyć minimum 1000 złotych. Stać mnie też było na zagraniczne wakacje. Teraz odkładam znacznie mniej, a o podróżach nawet nie myślę. Boję się, co będzie za kilka lat po kolejnej wygranej rządzącej obecnie partii. Gdy posłucha się ekonomistów, można odnieść wrażenie, że politycy z obozu władzy zachowują się tak, jakby brali udział w jakimś samobójczym rajdzie. Rozdają pieniądze, jakby jutra miało nie być. 

Mieszkam w niedużej miejscowości i tutaj ludzie są wręcz zaślepieni propagandą władzy. Co zabawne, słyszę czasami opinie w stylu, że obecna drożyzna to wina... Tuska. Rozumiem, że ktoś używałby tego argumentu w 2016 roku. Ale teraz? Przecież od ośmiu lat rządzi już ktoś inny. 

Nadzieję straciłam już dawno

Nigdy nie głosowałam na rządzącą obecnie partię i oczywiście nie zamierzam tego robić. Nie wierzę jednak w to, że coś się po tych wyborach zmieni. Nadzieję straciłam już dawno. Niedawno doszłyśmy do smutnych wniosków z moją sąsiadką, która przyjechała do Polski z Białorusi. Jak wspomina, mimo że w Mińsku pracowała jako księgowa, zarabiała znacznie mniej niż teraz jako sklepowa. W jej ojczyźnie tylko nieliczni, skupieni wokół reżimu Łukaszenki, mogli liczyć na dobre zarobki i życie na wysokim poziomie. Obawiamy się, że niestety my też zmierzamy już w tym kierunku. I mimo że kocham moje miasto i mój kraj, po raz pierwszy w życiu myślę o emigracji. A naprawdę nigdy nie chciałam wyjeżdżać z Polski. 

Więcej o: