Dlaczego osoba, która uczciwie pracuje musi zastanawiać się nad tym, czy wystarcza jej pieniędzy na życie? Ostatnio pomyślałam, że to naprawdę absurdalne. Mam 33 lata i od ponad 10 lat pracuję w tym samym miejscu. Chodzę do pracy, starannie wykonuję swoje obowiązki, a ostatecznie przeżywam ogromny stres robiąc codzienne zakupy spożywcze.
Ja naprawdę nie wymagam luksusów. Myślę, że żyję dosyć skromnie, a moi bliscy twierdzą, że jestem bardzo oszczędna. Cztery lata temu, mimo że zarabiałam mniej niż teraz, byłam w stanie każdego miesiąca odłożyć minimum 1000 złotych. Stać mnie też było na zagraniczne wakacje. Teraz odkładam znacznie mniej, a o podróżach nawet nie myślę. Boję się, co będzie za kilka lat po kolejnej wygranej rządzącej obecnie partii. Gdy posłucha się ekonomistów, można odnieść wrażenie, że politycy z obozu władzy zachowują się tak, jakby brali udział w jakimś samobójczym rajdzie. Rozdają pieniądze, jakby jutra miało nie być.
Mieszkam w niedużej miejscowości i tutaj ludzie są wręcz zaślepieni propagandą władzy. Co zabawne, słyszę czasami opinie w stylu, że obecna drożyzna to wina... Tuska. Rozumiem, że ktoś używałby tego argumentu w 2016 roku. Ale teraz? Przecież od ośmiu lat rządzi już ktoś inny.
Nigdy nie głosowałam na rządzącą obecnie partię i oczywiście nie zamierzam tego robić. Nie wierzę jednak w to, że coś się po tych wyborach zmieni. Nadzieję straciłam już dawno. Niedawno doszłyśmy do smutnych wniosków z moją sąsiadką, która przyjechała do Polski z Białorusi. Jak wspomina, mimo że w Mińsku pracowała jako księgowa, zarabiała znacznie mniej niż teraz jako sklepowa. W jej ojczyźnie tylko nieliczni, skupieni wokół reżimu Łukaszenki, mogli liczyć na dobre zarobki i życie na wysokim poziomie. Obawiamy się, że niestety my też zmierzamy już w tym kierunku. I mimo że kocham moje miasto i mój kraj, po raz pierwszy w życiu myślę o emigracji. A naprawdę nigdy nie chciałam wyjeżdżać z Polski.