Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Ostatnie miesiące były dla Michała Wójcika szczególnie bolesne. Mimo zaangażowania lekarzy i wsparcia ze strony fanów artysty, po długiej i wyczerpującej walce z nowotworem zmarła jego ukochana, Jania Włudarczyk. Miała zaledwie 37 lat. Była mamą dwuletniego Michała. "Wszystko, co zrobiłem i czego dokonałem, stało się nieważne" - pisał Michał Wójcik po rodzinnej tragedii.
Obecnie Michał Wójcik robi wszystko, by odnaleźć się w nowej rzeczywistości. W rozmowie z "Faktem" opowiedział o tym jego kolega z kabaretu Ani Mru-Mru, Marcin Wójcik. Artysta przypomniał o umowie, która obowiązuje od wielu lat; decyzję o występie członkowie kabaretu podejmują wspólnie. - Mamy swój kodeks pracy, wszyscy musimy się zgodzić na występ. Jeśli ktoś mówi "nie", to nie gramy - powiedział Marcin Wójcik.
- Michał sam zdecydował, że chce występować, że dla niego to bardzo ważne, by wychodzić na scenę. Pewnie chce się choć trochę oderwać od myślenia i przyznam, że ku mojemu zaskoczeniu świetnie sobie radził z tą tragedią. Ja sam nie wiem, czy bym tak potrafił, ale jemu się udało - wyznał Marcin Wójcik w rozmowie z "Faktem".
Dla niektórych praca i obowiązki byłyby w czasie żałoby ciężarem nie do zniesienia, dla Michała Wójcika - wręcz przeciwnie. Jeden z członków kabaretu Ani Mru-Mru sugeruje bowiem, że występy na scenie w rzeczywistości pomagają w radzeniu sobie z traumą. - Wyjście na scenę przed śmiejącą się publiczność, wbrew pozorom daje siłę, bo pozwala się na chwilę oderwać od smutnych rzeczy, które nas spotykają. Energia, jaką dostajemy od ludzi podczas występu, pozwala każdemu z nas nie myśleć o smutnych rzeczach, które przecież i nas spotykają - mówi Marcin Wójcik w rozmowie z dziennikiem "Fakt".