Zabili ją, zatopili zwłoki, a potem poszli na piwo. Poszukiwania ciała Joanny trwały 24 lata

Joanna i Marek na ślubnym kobiercu stanęli po 3 miesiącach znajomości. Problemy zaczęły się już w trakcie wesela. W tym samym roku kobieta zaginęła. Jej matka wydawała ostatnie oszczędności na poszukiwania, ale ciało Joanny udało się odnaleźć dopiero 24 lata później.

Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl

Joanna gdy poznała Marka, myślała, że to "ten jedyny". W rzeczywistości mężczyzna zgotował jej prawdziwe piekło, które zakończyło się tragedią. 

Zobacz wideo Najgłośniejsze zaginięcia w Polsce. Nie wszystkie zostały wyjaśnione, nie wszystkich sprawców ukarano

Myślała, że poznała miłość życia. Szybko zaczęły się problemy 

Joanna Gibner poznała Marka w 1996 roku i myślała, że będzie to miłość życia. Mężczyzna był dwa lata młodszy, ale imponował jej zaradnością. Para stanęła przed ołtarzem zaledwie po 3 miesiącach związku. Do pierwszej kłótni doszło już na weselu. Rodzina Marka wywołała ogromną awanturę, w wyniku której Joanna została uderzona przez świeżo upieczoną teściową. Dwa dni po przeprowadzce do wspólnego mieszkania, Joanna chciała unieważnić związek małżeński. Odwiedziła mamę w szpitalu. Była roztrzęsiona, a na ciele znajdowały się siniaki. -  Ja nie mogę dłużej żyć z kimś, kto mi to zrobił. Złapał mnie za szyję, wisiałam w powietrzu i tak się broniłam - miała powiedzieć matce. Ta uspokoiła córkę i postanowiła porozmawiać z Markiem. Mężczyzna nie czuł skruchy, nie żałował tego, co zrobił. Stwierdził jedynie, że coraz bardziej rozważa przeprowadzkę do hotelu.

Pewnego dnia miała wyjść i nie wrócić do domu. Po latach na jaw wyszła prawda

Po jednym ze spotkań Joanna powiedziała matce, że odwiedzi ją w szpitalu następnego dnia. Jednak do pani Doroty przyszedł roztrzęsiony Marek. Wyznał teściowej, że nie widział żony od zeszłego wieczoru. Stwierdził, że wyszła na dyskotekę i nie wróciła do domu. Matka zaginionej zajęła się poszukiwaniami na własną rękę. Dzwoniła po szpitalach i znajomych Asi, ale nikt nie miał żadnych informacji na temat jej córki. Z czasem Marek dołączył do poszukiwań żony, ale ze względu na brak śladów sprawa trafiła na policję. Rok później matka Joanny złożyła oskarżenie, w którym obwiniała Marka o zamordowanie córki. Policja nie mogła w żaden sposób interweniować, ponieważ nie miała żadnych dowodów potwierdzających tę tezę. W międzyczasie Marek wystąpił w telewizji, prosząc o pomoc w poszukiwaniach. Niedługo później związał się z inną kobietą, z którą doczekał się dwójki dzieci. To małżeństwo również nie należało do udanych. Podczas awantury, mężczyzna wyznał, że to on zabił Asię i zagroził partnerce, że czeka ją to samo.

Kobieta przekazała informacje policji, a po ich interwencji zarówno Marek, jak i jego brat przyznali się do zbrodni. Przekazali nawet mapkę, na której zaznaczyli miejsce, w którym ukryli ciało. Zeznali, że Joanna wróciła do mieszkania po nocy spędzonej w mieszkaniu byłego chłopaka. Przekazała Markowi, że małżeństwo z nim było błędem. Mężczyzna zaczął ją dusić. Gdy zrozumiał, że zabił swoją żonę, zatarł ślady zbrodni, po czym wywiózł jej ciało. Razem z bratem zabrali ponton, a gdy okazało się, że zwłoki nie mieszczą się w środku, połamali kobiecie nogi. Później, jak gdyby nigdy nic, poszli na piwo. Marek usłyszał wyrok 15 lat pozbawienia wolności, a jego brat trafił do więzienia na 2 lata. Ciało dziewczyny odnaleziono dopiero 24 lata później - 26 maja 2020 roku. Matka Asi przeznaczała wszystkie oszczędności na poszukiwania córki. Pogrzeb Joanny odbył się miesiąc później.

Więcej o: