Więcej praktycznych porad na stronie Gazeta.pl
Anny Reginy Kilemann z domu Tenger, żona introligatora królewskiego Jana Jerzego Killemanna, została pochowana w 1793 roku na cmentarzu ewangelicko-augsburskim w Warszawie. Jej sprawa została opisana w "Kurierze Warszawskim" i do dziś budzi zainteresowanie, bo według miejskiej legendy kobieta była w ciąży, została pochowana żywcem i w trumnie urodziła dziecko. Nie wiadomo, dlaczego doszło do takiej sytuacji.
Mąż Anny był zrozpaczony z powodu śmierci ukochanej żony, która na dodatek spodziewała się ich dziecka. Wiedziony dziwnym przeczuciem, polecił otworzyć grób. Okazało się, że w trumnie znajduje się nie tylko kobieta, ale i urodzone "pośmiertnie dziecko". Inna wersja tej historii jest taka, że dzień po pogrzebie grabarz usłyszał z grobu potworne krzyki, dlatego wezwał rodzinę, która poleciła go otworzyć. Oczom bliskich ukazał się przerażający widok - kobiety i martwego noworodka. Podobno w wyniku błędu lekarskiego kobieta została pochowana w letargu, z którego przebudziła się w trumnie. Istnieje naukowe wyjaśnienie tego, co tak naprawdę mogło się zdarzyć w grobie: "Prawdopodobniej po pogrzebie doszło do tzw. porodu trumiennego, zjawiska, kiedy w zwłokach zanika już stężenie pośmiertne i dochodzi do zwiotczenia mięśni, a jednocześnie pod wpływem gazów gnilnych wzrasta ciśnienie w jamie brzusznej i dochodzi do wypchnięcia płodu na zewnątrz ciała zmarłej matki. Resztę historii, jak można łatwo się domyślić, dodała ludzka wyobraźnia..." - czytamy w artykule Krzysztofa Schoeneicha i Adama Tyszkiewicza z Muzeum Historii Medycyny Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.