Więcej listów do redakcji znajdziesz na Gazeta.pl
Decydując się na ślub kościelny, niezbędne jest dopełnienie szeregu formalności i procedur, przez które muszą przejść narzeczeni. Jedną z nich jest ukończenie nauk przedmałżeńskich, które mają "przygotować" młodych do wspólnego życia po ślubie. Jak jest naprawdę? Swoimi wrażeniami na ten temat podzieliła się z nami jedna z naszych czytelniczek.
Nauki przedmałżeńskie. Uczestniczyłyście kiedyś w tym cyrku? U mnie było tak: były obowiązkowe nauki o życiu w małżeństwie i miłości oraz poradnia małżeńska (również obowiązkowa, a jakże) o praktycznym wymiarze, czyli mówiąc wprost: jak współżyć po chrześcijańsku.
Nauki to było małe miki, bo udało nam się załapać na tryb weekendowy, czyli jeden weekend wykładów i spokój. Na samym początku ksiądz zapytał, kto jest na sali z przekonania - nikt nie podniósł ręki. Zapytał, kto dla papieru i wszyscy podnieśli ręce. Później przyszła pani, która podzieliła się z nami historią, że jej syn urodził się bez płuca i cała rodzina się o niego modliła i stał się cud! Dziś syn jest pilotem wojskowym, ma zdrowe płuca. Jak? No mówię, że cud, czego nie rozumiecie.
Dalej było jeszcze lepiej, kiedy wjechała poradnia małżeńska. Tu się nie dało sprawy załatwić w trybie weekendowym, trzeba było się stawiać na zajęciach praktycznych. Jak już zadzwoniłam, by się zapisać, zostałam zaskoczona pytaniem, jak mierzę temperaturę i ochrzaniona, że wkładam termometr pod pachę, bo temperaturę mierzy się wyłącznie w pochwie, ewentualnie per rectum, ale to już zostało dodane szeptem. Następne tygodnie minęły na poznawaniu klasyfikacji śluzu i korelacji śluzu z temperaturą w pochwie. Normalnie dramat! Na szczęście szybko ogarnęłam, bo na każde zajęcia trzeba było rysować wykresy i oznaczać "kiedy kwiat jest w rozkwicie". Należało nabyć w tym celu komplet podręczników i zeszytów ćwiczeń od prowadzącej poradnię. Proponowano mi też termometr, ale powiedziałam, że termometr do pochwy mamy w rodzinie od pokoleń. Nie było łatwo zachować powagę, ale jakoś się udało.
Rozpykałam tabelki bez większego trudu, obeszło się bez obserwacji śluzu (a wiecie, że jest specjalna technika?). Rysowałam wykresy i oznaczałam kwiat w rozkwicie z zamkniętymi oczami. Przed zajęciami inne dziewczyny z kursu przerysowywały moje wykresy. Sens to miało ogromny...
A.
***
Wasze historie są dla nas ważne. Czekamy na listy i komentarze. Piszcie do nas na adres: kobieta@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy.