Cała Polska żyje tragedią, która miała miejsce w nocy z 23 na 24 maja 2023 r. w Podhalańskim Szpitalu Specjalistycznym im. Jana Pawła II w Nowym Targu. Tam, na oddziale patologii ciąży zmarła 33-letnia Dorota. Pacjentka była w piątym miesiącu ciąży. Do śmierci pani Doroty doszło wskutek wstrząsu septycznego z powodu obumarcia płodu. Na początku u 33-latki zdiagnozowano bezwodzie - czyli brak wód płodowych.
Niedługo po jej śmierci, placówka medyczna wydała oświadczenie. Szpital zapewniał w nim m.in., że "jest otwarty na współpracę z wszelkimi organami, których celem jest wyjaśnienie okoliczności nagłego zgonu pacjentki". Obecnie sprawą zajmują się policja i prokuratura.
Rodzina pani Doroty uważa, że personel szpitala dopuścił się zaniedbań i lekarze nie dali 33-latce prawo do wyboru. Mąż zmarłej 33-latki, pan Marcin, skierował specjalne pismo do Rzecznika Praw Pacjenta w tej sprawie:
Moja żona nie powinna była umrzeć. Leczenie, zaoferowane jej w szpitalu było niezgodne z aktualną wiedzą medyczną i sprzeczne z tym, co zalecano po śmierci pani Izabeli z Pszczyny, szczególnie pozbawiono ją prawa do decyzji, czy chce ratować swoje życie, czy próbować utrzymać ciążę, kiedy płód jeszcze żył. Po obumarciu - które nie wiadomo, kiedy nastąpiło - nic nie usprawiedliwia zwlekania z indukcją poronienia martwego płodu
- mówił w rozmowie z Onetem.
Dramatyczny przypadek pani Doroty przypomina ten sprzed dwóch lat - mowa o śmierci Izabeli z Pszczyny. 30-latka trafiła na oddział pszczyńskiego szpitala powiatowego w 2021 r. z bezwodziem. Lekarze czekali na obumarcie płodu, jednocześnie zwlekając z decyzją o terminacji ciąży. Młoda mama, spodziewająca się drugiego dziecka, zmarła wskutek sepsy.
Śmierć Izabeli dwa lata temu wywołała ogromne poruszenie i sprzeciw w całej Polsce. Kobiety wyszły wówczas na ulice w licznych manifestacjach i strajkach pod hasłem "Ani jednej więcej", domagając się swoich praw.
Śmierć mojej córki niczego nie zmieniła. Popieram kobiety, że walczą o swoje prawa. Teraz w Polsce strach rodzić, strach iść do szpitala
- powiedziała "Faktowi" pani Barbara.
- Izabela zostawiła córeczkę i męża. Ile jeszcze tych tragedii? Ile jeszcze musi odejść matek, córek, sióstr. Ile jeszcze dzieci w tym kraju zostanie sierotami? -zastanawiała się pani Ziętek.
- (...) Rodziłam dzieci w latach 80. ub. wieku. Nie było nawet znieczulenia i nie zdarzały się takie tragedie. Lekarze starali się, a teraz niestety coś złego dzieje się w służbie zdrowia - powiedziała portalowi.
Działaczki, działacze, dziennikarze, politycy - ale również i obywatele - wskazują, że tragiczne śmierci kobiet na porodówkach to w dużej części pokłosie wyroku Trybunału Konstytucyjnego z listopada 2020 roku, de facto odbierającego Polkom prawo do samostanowienia o swoim życiu i zdrowiu. Decyzją TK trzy lata temu zdelegalizowano w Polsce aborcję ze względu na ciężkie, nieodwracalne uszkodzenie płodu. Obecnie, legalną terminację ciąży można przyprowadzić tylko w przypadku poczęcia w wyniku gwałtu lub gdy ciążą zagraża zdrowiu lub życiu kobiety.