Więcej wiadomości przeczytasz na Gazeta.pl.
Wakacje za granicą mogą dawać poczucie anonimowości. Im dalej, tym mniejsza szansa, że ktokolwiek zrozumie, o czym rozmawiamy, czy rozłoży parawan obok naszego ręcznika i zacznie nas krytykować. Możemy mówić do woli i tak głośno jak chcemy. Poczuć prawdziwy luz, zrelaksować się i "odpiąć wrotki". Niech komentują nasze zachowanie po włosku, po francusku czy hiszpańsku. Nic nas to nie obchodzi, i tak nie rozumiemy, a za tydzień już nas tu nie będzie. Zdaje się, że wiele osób spędzających urlop poza krajem kieruje się taką filozofią. Gorzej dla nich, jeśli dwa ręczniki dalej są inni Polacy. I wstydzą się przyznać, że pochodzą z tego samego kraju.
Ola każdego roku spędza wakacje za granicą. Za każdym razem ma jednak podobne refleksje: Polacy, których spotyka, to ludzie, z którymi wolałaby nie nawiązywać bliższych relacji. - Staram się nie mówić przy nich po polsku. Wiem, że mnóstwo osób tak ma, ale nie ma się co dziwić. To są dokładnie tacy ludzie, z którymi nie chciałabym mieć do czynienia. Są głośni i prymitywni - mówi.
Kiedyś jechała autobusem w Grecji i w trakcie podróży do pojazdu weszła grupa osób z Polski. Myśleli, że nikt nie rozumie, o czym rozmawiają. - Mówili, że sprowadzają do swojej kliniki podrabiany botoks, za jakiś ułamek ceny i nikt się nie orientuje, że jest coś nie tak. Cały czas pili z butelki po coca-coli jakiś alkohol, przez co stawali się coraz bardziej nie do zniesienia. Było mi wtedy strasznie wstyd za nich. Jednak cieszę się, ze nie zdradziłam się, że jestem z Polski, bo jeszcze by mnie wciągnęli do tej swojej dyskusji - podkreśla.
Zapominanie o tym, że ktoś obok może rozumieć naszą rozmowę, to za granicą norma. Ewa i jej partner mają zasadę: "Kiedy słyszysz, że ktoś obok mówi po polsku, włącz tryb incognito. Udawaj, że nie jesteś z Polski i czekaj, aż sobie pójdzie". Kiedyś usłyszeli rodaka w restauracji na Krecie. Siedział przy stoliku obok. Ukrywali się tak dobrze, że mężczyzna czuł się całkiem swobodnie i ze szczegółami relacjonował przez telefon zatrucie pokarmowe i swoją ciężką noc w toalecie. - W końcu mój partner nie wytrzymał i parsknął śmiechem. Pan zrobił się czerwony jak burak i natychmiast zakończył rozmowę - wspomina rozbawiona.
Ania także często czuje zażenowanie, obserwując zachowanie rodaków. - Latam do Egiptu, żeby ponurkować. Jest tam taki odcinek, gdzie nie można stawać, bo znajduje się tam obumarła rafa koralowa. Wielu Polaków nic sobie z tego nie robi. W pełnym ekwipunku, czyli w piance, płetwach, masce itp. stają sobie na rafie, żeby chwilę odpocząć, rozglądają się. Krzyki osoby z obsługi plaży czy ratownika nie zdają się na nic, jeszcze tamci odkrzykują im coś oczywiście po polsku - opowiada i dodaje - Polacy uwielbiają mówić 'pongielszyzną'. Zamawiają coś w barze i mówią jedno słowo po angielsku, albo nawet po niemiecku czy po rosyjsku, a resztę po polsku i jak dana osoba nie rozumie, hmm, ciekawe dlaczego..., to mówią głośniej, jakby nagle miało ją olśnić - relacjonuje.
Z takimi sytuacjami można spotkać się, czy to podróżując na własną rękę, czy na wakacjach zorganizowanych przez biuro podróży. To właśnie na all inclusive w Grecji Agata najbardziej wstydziła się za drugiego Polaka. - Przyjechał z rodziną. Widać po zachowaniu, że taki nowobogacki buc, co myśli "wszystko mi się należy". Kiedy rezydentka zapytała go, czy chcą wykupić jakieś wycieczki dodatkowe, wziął jedną i powiedział: Wystarczy, w tej Grecji i tak nie ma co oglądać - przytacza sytuację, którą zapamiętała do dziś.
Nie wszyscy jednak mają takie podejście. Są osoby, które widok rodaka cieszy i chętnie nawiązują kontakt. - Kilka razy miałam miłe sytuacje, jak jakiś Polak do mnie zagadał. Zwłaszcza zdarzało się to w mniej turystycznych miejscach. Odbyłam sporo miłych rozmów i poznałam trochę ciekawych historii. Oczywiście kiedy jestem w jakimś kurorcie, nie zagaduję do każdego. Taka "chorwacka mała Polska" to inny sposób odpoczynku. Niestety naszym często na urlopie puszczają hamulce, więc nie dziwię się, że czasem człowiek chce zapaść się pod ziemię - mówi Karolina.
Podobne odczucia ma Agnieszka. Chociaż jej mąż udaje, że nie jest z Polski, ona czasem nawiązuje rozmowę, gdy słyszy ojczysty język. - Jak byliśmy w Barcelonie, służyłam pomocą rodakom, jeśli chodzi o poruszanie się po mieście. Poza tym kiedy słyszę, że ktoś jest z Polski, to tak po prostu się uśmiecham - mówi.