Ginekolożka przytrzymała moje nogi i mówi do typa: "Zobacz, młoda, nietknięta"

- Miałam 14 lat i pierwszy raz poszłam do ginekologa z ciocią. Byłam dziewicą, bardzo nieśmiała i tak dalej, więc przy umawianiu wizyty poprosiłam, żeby lekarzem była kobieta. Rzeczywiście przyjęła mnie ginekolożka. Zaprosiła mnie na fotel ginekologiczny i akurat jak tam siedziałam z rozłożonymi nogami, do gabinetu bez pukania wchodzi lekarz płci męskiej. Stanął obok koleżanki, nachylił się nad moją waginą i zaczął się przyglądać. Od tego momentu robi się tylko gorzej. Zrobiłam się cała czerwona i ze wstydu zaczęłam się nerwowo poruszać. Ginekolożka przytrzymała moje nogi i mówi do typa: "Zobacz, młoda, nietknięta" - wspomina Marta.

Wydawałoby się, że ginekolodzy są świadomi tego, że ich zawód jest dość specyficzny i wymaga wykazywaniem się delikatnością, nie tylko pod kątem fizycznego badania, lecz także rozmowy z pacjentką. Okazuje się jednak, że wielu z nich, albo źle to rozumie, albo całkowicie ignoruje. Niestosowne teksty to bowiem chleb powszedni. 

Zobacz wideo Ola Hamkało o bólu w czasie okresu: Żaden ginekolog mi nie pomógł, mówili, że taka moja uroda [Okres w moim życiu]

"Tego dnia coś we mnie umarło"

Mówi się, że ginekologów zupełnie nie obchodzi owłosienie łonowe. Mimo to komentarze jego dotyczące zdarzają się notorycznie. Niejedna kobieta po takim tekście chciała zapaść się pod ziemię. 

Dla kogo pani tak się stroi?

- usłyszała Hanna. Agnieszka z kolei niezbyt przyjemnie wspomina swoją pierwszą wizytę u ginekologa, gdy miała około 14 lat. Często chodziła na basen, więc dbała o to, żeby włosy łonowe nie były widoczne. Jednak nie spodobało się to lekarkom.

W gabinecie były dwie ginekolożki w starszym wieku. Obie pochyliły się między moimi nogami i dosłownie udzieliły mi nagany: - Po co to golić? Jeszcze w tym wieku! - Myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Ten komentarz pamiętam do dziś.

Skoro jesteśmy przy pierwszych wizytach, Marta postanowiła podzielić się swoim traumatycznym wspomnieniem. Jak sama mówi, zapamięta ten dzień do końca życia.

- Miałam 14 lat i pierwszy raz poszłam do ginekologa z ciocią. Byłam dziewicą, bardzo nieśmiała i tak dalej, więc przy umawianiu wizyty poprosiłam, żeby lekarzem była kobieta. Rzeczywiście przyjęła mnie ginekolożka. Zaprosiła mnie na fotel ginekologiczny i akurat jak tam siedziałam z rozłożonymi nogami, do gabinetu bez pukania wchodzi lekarz płci męskiej. Stanął obok koleżanki, nachylił się nad moją waginą i zaczął się przyglądać. Od tego momentu robi się tylko gorzej. Zrobiłam się cała czerwona i ze wstydu zaczęłam się nerwowo poruszać. Ginekolożka przytrzymała moje nogi i mówi do typa:

Zobacz, młoda, nietknięta.

- On przytaknął. Wtedy wykrztusiłam, że prosiłam o wizytę u kobiety i proszę go o wyjście. Oboje zaczęli się śmiać. Facet wyszedł z uśmiechem, życząc mi miłego dnia, a lekarka powiedziała: - Spokojnie, nie obejrzysz się, a to on będzie odbierał twój poród. Nie martw się.

Tego dnia coś we mnie umarło

- dodaje Eliza. Z kolei Weronika, siadając na fotelu ginekologicznym, usłyszała prawdziwie zabawny żart. No po prostu godny najlepszego stand-upu na skalę światową:

Proszę nóżki szeroko, jak na trasie.

Justyna zaś śmieje się, że jej miejsca intymne są zawsze komplementowane. Nie jest to dla niej specjalnie traumatyczne, ale jednak wprawia w zakłopotanie. Jak wspomina:

Raz dowiedziałam się, że mam piękne jajniki. Innym razem usłyszałam: Jaki piękny srom. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

"I po co beczysz?"

W gabinecie ginekologicznym możemy usłyszeć naprawdę przykre słowa. Są one szczególnie trudne do przetworzenia, gdy dotyczą najgorszych scenariuszy. Taką sytuację do dziś rozpamiętuje Zofia:

Trafiłam do szpitala w szóstym tygodniu ciąży z krwawieniem. Doktorek stwierdził, że doszło do poronienia. Zaczęłam płakać nad stratą długo wyczekiwanego dziecka, a on powiedział mi: - I po co beczysz, to i tak nic nie zmieni. - A na drugi dzień okazało się, że wcale nie doszło do poronienia, tylko pękł krwiak, który znajdował się koło pęcherzyka ciążowego. Gdyby nie USG przed zabiegiem łyżeczkowania (dokładnie 5 minut), zrobiliby mi aborcję. Dziś córka ma 14 lat.

- Jak zaszłam w ciążę, to wybrałam pierwszego lepszego ginekologa, aby było blisko. Swój błąd odkryłam przy drugiej wizycie - mówi z kolei Aleksandra. - Zapytał mnie, czy chcę robić test PAPPA [wykrywający niektóre wady genetyczne - przyp. red.], a kiedy odpowiedziałam, że tak, zaczął mnie od tego odwodzić i pytać: - A co, jak się okaże, że jest duże ryzyko? Usunie pani?! - Teraz myślę, że trzeba było go gdzieś zgłosić.

Nie trzeba robić dużego researchu, by zauważyć, że takie teksty wykształconych lekarzy, niekiedy specjalistów, padają na porządku dziennym. Czy naprawdę tak trudno powstrzymać się od głupich, niekiedy krzywdzących żartów, które pacjentki wspominają po wielu latach z grymasem na twarzy?

Więcej o: