Ratownicy łapią się za głowę. Nie do wiary, jak zachowują się turyści nad Bałtykiem

- To, co my tu widzimy, to się na książkę nadaje. Jak ja to wszystko opiszę, to bestseller będzie! Na kasie spać będziemy - mówi Ryszard Loewenau, prezes gniewińskiego WOPR w rozmowie z Dziennikiem Bałtyckim. Mężczyzna odpowiedzialny za bezpieczeństwo na kąpielisku w Łebie wymienia największe grzechy turystyczne Polaków nad Bałtykiem. Lista jest długa.

Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

- Pijaństwo, agresja, bezmyślność i głupota. I jest coraz gorzej. Ile razy my już policję musieliśmy wzywać - mówi Loewenau. Zbliża się szczyt sezonu turystycznego. Niektórzy ratownicy znad Bałtyku najpewniej pokusiliby się jednak o inną frazę: szczyt wszystkiego. 

Zobacz wideo Grodzenie - fenomen polskiej kultury? Socjolog: Przestrzeń publiczna należy do tego, kto ją zawłaszczy

Główne grzechy turystyczne Polaków: pycha

Na uwagi i upomnienia ratowników plażowicze kiwną głową - w najlepszym wypadku. Czasami nie zareagują w ogóle. -  Prosimy, upominamy, grozimy i co słyszymy? A pocałuj się pan w d… (...) Rodzice siedzą za parawanami, z nosami w telefonach i w ogóle dzieci nie pilnują - mówi prezes gniewińskiego WOPR w rozmowie z Dziennikiem Bałtyckim. Wspomina również wiele innych nieprzyjemnych sytuacji i słów, które niemal wytrąciły go z równowagi.

"Wy tu od pilnowania jesteście" - powiedział ojciec, któremu na plaży zaginęło dziecko. Niektórzy turyści zakładają bowiem, że ratownicy "tylko wykonują swoją pracę" i tym samym nie zasługują na słowo wdzięczności, mimo że wielokrotnie poświęcają dla kogoś swoje życie. - "Dziękuję" to rzadko usłyszymy, bo to przecież nasz obowiązek. Jak zwrócimy uwagę, "gdzie pani była, że dziecko zdążyło na kilometr odejść", to tak odpowiedzą, że nam w pięty idzie - mówi Loewenau. 

"Jak się zwróci uwagę, to jeszcze bluzgami rzucają"

Kolejnym problemem, na jaki zwraca uwagę ratownik, jest powszechne wśród turystów zabieranie na plażę "klasycznego" zestawu, w skład którego wchodzi parawan, koc i... piwo. Choć wiadomo, że plaża jest miejscem publicznym i obowiązuje na niej zakaz spożywania alkoholu, niektórzy urlopowicze nawet nie kryją się z butelką na kocu. Najgroźniejsze są jednak sytuacje, w których komuś po spożyciu wysokoprocentowego napoju przyjdzie do głowy pomysł kąpieli w morzu.

- A jak się zwróci uwagę, to jeszcze bluzgami rzucają, żeby swojej roboty pilnować. Uważają, że jak wypiją dwa, trzy piwa to się nic nie stanie - mówi ratownik. Po chwili jego kolega dodaje: - Takich nie zawsze uda się uratować. Przypomnijmy, że około 70% zanotowanych przypadków utonięć jest spowodowanych nadużyciem alkoholu. 

Więcej o: