Maryla Rodowicz i Daniel Olbrychski poznali się w 1973 roku, a romans zaczął się od czerwonego porsche 914 należącego do piosenkarki. Była w trakcie trasy koncertowej, miała jechać na kolejny występ. Plany pokrzyżował jej padający śnieg i lód na drodze. Ponieważ bała się jeździć w taką pogodę, luksusowe auto zostawiła na parkingu. Menedżer Rodowicz, w tajemnicy przed piosenkarką, zaproponował Olbrychskiemu przejażdżkę i dostarczenie auta z powrotem do Warszawy. Nie mógł nie skorzystać z takiej okazji.
Po wszystkim Olbrychski postanowił zostawić w samochodzie tajemniczą kartkę.
Wrócił do stolicy i wysłał do mnie bardzo zaczepną kartkę, mniej więcej tej treści: Nieznani fetyszyści porwali Pani samochód, tulę się do kierownicy (na razie)
- wspominała Rodowicz w swojej książce "Niech żyje bal". Piosenkarka już od jakiegoś czasu go fascynowała, uczucie było zresztą obustronne. Olbrychski zaprosił Rodowicz na swój spektakl, "Hamleta", dochodziło do kolejnych spotkań. W końcu okazało się, że łączy ich nie tylko upodobanie do sportowych samochodów. - Zgadaliśmy się: ona lubi konie, ja trzymałem Bachmata w stajniach Legii. Zaczęliśmy się umawiać na jazdy. Za każdym razem, pomagając jej wsiąść na konia, czy też zsadzając ją z siodła, czułem, że nie ma żartów. - opowiadał Olbrychski w wywiadzie, który przytacza viva.pl. Wspólne jazdy, rozmowy i fascynacja w końcu przerodziły się w płomienny romans, a plotki o łączącej ich relacji rozgrzewały fanów.
Więcej podobnych historii przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
- To była chyba niedziela, bardzo wcześnie, spotkaliśmy się na ulicy. Jechaliśmy moim samochodem. W stajni Daniel mnie znienacka pocałował. Był w butach do konnej jazdy, pachniał potem i koniem, jak na prawdziwego kowboja przystało. Zakochałam się - zdradziła Rodowicz w rozmowie z magazynem "Viva". - To była wielka miłość i namiętność. Byliśmy na granicy szaleństwa - dodała. Podczas benefisu aktora wspominała o szalonych konnych wyprawach do Drohiczyna, oddalonego od Warszawy o ponad 130 km. - Spaliśmy na jakimś sianie, wpadaliśmy do knajp po drodze jak do jakichś salonów na Dzikim Zachodzie, przytraczając konie obok przystanków PKS-u - opowiadała.
Początkowo ukrywali łączące ich uczucie. Olbrychski był żonaty, jego syn miał kilka lat. Podczas jednego ze spotkań w hotelu miała przyłapać ich żona Olbrychskiego, Monika Dzienisiewicz. Podobno waliła do drzwi przez kilka godzin. W końcu aktor oficjalnie wyprowadził się z domu i zamieszkał u Rodowicz. Sielanka trwała. - Gdy zostawaliśmy sami, Marylka coś pichciła... Najwspanialsze befsztyki na świecie - wspominał Olbrychski. Dzienisiewicz nie chciała dać mu rozwodu, jak sama mówiła, "na złość". Zresztą on nie nalegał, nie miał bowiem ochoty na sądową batalię i pranie brudów. Mimo to miłość kwitła. Aktor jeździł za Rodowicz na koncertach, nosił za nią gitarę, czasem występował u jej boku na scenie. Jak sam przyznawał, nie chciał odstępować Maryli nawet na krok. Z tego powodu zrobił sobie nawet przerwę od aktorstwa. W końcu zmęczyło go to ciągłe życie w biegu.
Koncerty Maryli stawały się dla mnie coraz bardziej uciążliwe. Nie chciało mi się już z nią jeździć. Sam w domu czułem się podle
- wspominał Olbrychski w książce "Anioły wokół głowy".
Gdy na związku pojawiły się pierwsze rysy, okazało się, że Rodowicz jest w ciąży, para nie posiadała się ze szczęścia. Radość nie trwała jednak długo. Podczas jednego z koncertów artystka źle się poczuła. W szpitalu okazało się, że straciła dziecko.
Maryla nie umiała żyć bez częstych koncertów. Brakowało jej publiczności, nowych piosenek, nagrań. Może gdybyśmy mieli dziecko?... Nie mieliśmy – poronienie...
Aktor zaczął coraz częściej zaglądać do kieliszka. W końcu wpadł w nałóg. A Rodowicz wciąż koncertowała i opędzała się od kolejnych adoratorów. Jeden z nich, Andrzej Jaroszewicz, dostał od zniecierpliwionego i zazdrosnego Olbrychskiego w twarz. Po bójce aktor wrócił do wspólnego mieszkania i zaczął się pakować. Jak wspominał, tuż za nim wpadła Maryla Rodowicz, a w ich domu rozegrała się scena wyrwana niczym z melodramatu.
Brałem, powiedzmy, skarpetkę, chcąc ją schować do walizki, a Maryla łapała za tę samą skarpetkę. Odginałem palce stanowczo, choć czule. Palce z powrotem już się nie zaciskały. I tak samo z każdym kolejnym przedmiotem
- opowiadał w swojej książce. Związek Maryli Rodowicz i Daniela Olbrychskiego zakończył się po trzech latach. I dopiero wtedy aktor otrzymał rozwód. Dziś, choć nieporozumienia odeszły w cień, nie wracają do przeszłości. Łączy ich dobra znajomość, choć Olbrychski nie krył, że mocno go zraniła. - Ona, jak to się mówi na Podlasiu, poszła mi w szkodę. A ja ją sobie pięknie odciąłem, tak, jak amputuje się nogę lub rękę. To było tak brutalne, odciąłem ją bez znieczulenia - wspominał Olbrychski w rozmowie z portalem cozatydzien.tvn.pl.