Panna Kim wie to zbiór opowiadań poświęcony życiu kobiet w Korei. Składa się z 8 opowieści, pisanych z perspektywy kobiet w różnym wieku (od 10 do 80 lat). Każda osoba zmaga się z odmiennym problemem społecznym, takim jak potajemne filmowanie w miejscach publicznych, mowa nienawiści i cyberprzemoc, gaslighting, tożsamość kobiet w podeszłym wieku i nierówne traktowanie w miejscu pracy. Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Mando publikujemy jej fragmenty.
– Kanada? Dlaczego akurat Kanada?
Kącik ust Jihye uniósł się i drgnął. Z jej miny można było się domyślić burzy uczuć – smutku, rozczarowania i urazy potęgowanych faktem, że nie potrafi wyrazić żadnego z nich. Jihye chciała, żebyśmy my – ja i teściowa – wychowywały Hanmina, jej syna. Poprosiła teściową, by opiekowała się nim przez kilka godzin mniej więcej od czwartej po południu, gdy wraca z przedszkola. Szybko zleci. Hanmin wróci do domu nakarmiony i wyspany. Powiedziała, że to taki grzeczny chłopiec, jakby opieka nad dzieckiem nie wymagała żadnego wysiłku, ale jej ramiona pozostawały napięte.
– Parę godzin? Będziesz wracać do domu między szóstą a siódmą? – To ja, a nie teściowa, zapytałam Jihye.
– Ty możesz się nim zająć później, mamo. Wracasz do domu wcześnie.
Tym razem teściowa odpowiedziała za mnie.
– Hyogyeong? Wraca wcześnie do domu? W ciągu trzydziestu lat, kiedy z nią mieszkam, ani razu nie wróciła z pracy wcześniej.
Jihye mruknęła pod nosem, nie patrząc na żadną z nas. – Mogłaby, gdyby chciała.
Teściowie Jihye wychowywali już kuzynów Hanmina. Owijanie w bawełnę z powodu poczucia winy niczego nie zmieniało, więc powiedziałam Jihye dla jej dobra: – Opieka nad dzieckiem to ciężka praca. Wiesz, jak wygląda. Jak możesz oczekiwać od babci, że podejmie się takiego wysiłku, sama, przez kilka godzin dziennie, skoro nawet młodej osobie jest trudno? A ja wracam do domu wykończona. Nie mogę po pracy zajmować się Hanminem. Będziesz musiała znaleźć inne rozwiązanie.
– Ty zostawiłaś mnie babci i robiłaś, co chciałaś.
– Wysłuchuję tego przez całe życie. Wzbudzanie wyrzutów sumienia już na mnie nie działa.
Do pewnych rzeczy nie mogłam się przyzwyczaić bez względu na to, jak często je słyszałam. Czułam się tak, jakby całe moje wnętrze się zapadło i została ze mnie tylko pusta skorupa. Maleńka, delikatna Jihye dorosła i była taka, jak ja wtedy. I domagała się odpowiedzi: dlaczego mi to zrobiłaś? Pomyślałam: nie mogę ci na to odpowiedzieć, Jihye. Jeśli to zrobię, rozpadnie się także moja skorupa. Twoje pytanie i moja odpowiedź będą do ciebie wracać i uderzać jak bumerang.
Jihye westchnęła ciężko. – Ile ci zostało do emerytury, mamo?
– Sześć lat.
– Więc zaopiekujesz się Hanminem, jak pójdzie do pierwszej klasy? Podobno jest trudniej, gdy zaczynają szkołę.
Nie odpowiedziałam. Jihye powiesiła ogłoszenie na tablicy w swoim bloku i zatrudniła opiekunkę. Była to gospodyni domowa, która całe życie poświęciła wychowywaniu dzieci i obowiązkom domowym. Miała troje dorosłych już dzieci, dwoje wyprowadziło się na studia i bliżej miejsca pracy, a ona mieszkała z najstarszą córką i jej mężem. Powiedziała, że na ogół spędza czas samotnie, ponieważ mąż i córka są zajęci. – Najstarsza córka cioci jest w tym samym wieku co ja i nie chce wychodzić za mąż. Ciocia ciągle powtarza: „Że też moja córka nie jest taka jak mama Hanmina". Ech, to nie rekompensuje…
"Mamą Hanmina" jest moja córka. Doczekała się kolejnej „cioci". Z ciężkim sercem patrzyłam, jak mając mniejsze możliwości niż ja, moja córka zmaga się z tym, z czym ja zmagałam się kiedyś. Poza tym miałam wrażenie, że ta nowa „ciocia" niezbyt dobrze dogaduje się z Jihye. Oblizywała palec, żeby wytrzeć plamę z twarzy Hanmina. W upalne dni nie zakładała małemu pieluch i pozwalała mu biegać nago. Zapominała dawać mu leki. Powiedziałam Jihye, że musi przestać się tym przejmować, bo każdy ma własny styl. Jihye zmierzwiła sobie włosy i jęknęła.
– Wiem. Ale dobija mnie to, że nie mogę z nią na ten temat pogadać. Nie chcę jej sprawić przykrości. Po prostu nie powinno się oddawać dziecka pod opiekę obcej osobie.
Ciągle przywoływała przykłady innych ludzi: przyjaciółkę, która zostawiała dziecko u rodziców i zabierała je tylko na weekendy, współpracownicę, której matka rzuciła pracę, żeby opiekować się wnukiem, znajomą, która zaangażowała obie pary rodziców oraz ciocie i siostry z obu stron rodzin – wszyscy na zmianę zajmowali się dzieckiem… Powiedziała, że jeśli znajdzie do opieki kogoś w rodzinie, to wypisze go z przedszkola i zwolni "ciocię".
Jihye odliczała dni do moich ferii zimowych. Snuła wielkie plany, że zrobi Hanminowi przerwę w przedszkolu i poszuka nowej opiekunki, nie pytając mnie o zdanie ani o plany. Swoją wizję brała za pewnik do tego stopnia, że musiałam w końcu to powiedzieć. – Przykro mi, ale… Przykro mi, ale w ferie zimowe wyjeżdżam do Kanady.
Jihye rozdziawiła buzię. Przez jakiś czas wpatrywała się we mnie nieruchomym wzrokiem, aż w końcu zapytała, dlaczego akurat Kanada. Domyślałam się, że to pytanie retoryczne, ale i tak jej odpowiedziałam.– To jedno z miejsc z listy marzeń, chcę je zobaczyć przed śmiercią…
– Lista marzeń! – Jihye zachichotała. – Coś… wspaniałego.
Tylko tyle miała do powiedzenia. Zacisnęła wargi i spojrzała w dal, za okno. W pobliżu balkonu skrzeczała wrona, a może sroka. Wolałabym, żeby Jihye była na mnie po prostu zła. Moje stosunki z Jihye popsuły się do reszty. Ściśle mówiąc, Jihye się ode mnie odcięła. Przestała przychodzić w weekendy, wymawiając się pracą lub złym samopoczuciem. Kiedy wybrałam się do niej z torbą jedzenia, powiedziała, że właśnie wychodzi, wzięła przyniesioną przeze mnie wałówkę i zatrzasnęła mi drzwi przed nosem.
Z pustą torbą wróciłam do domu pieszo. Zazwyczaj jeździłam autobusem, ale na chwilę się zamyśliłam i minęłam przystanek. Odległość nie była duża, a ja nie miałam nic lepszego do roboty, więc szłam spacerem jak ktoś, kto wybrał się na przechadzkę. Mury katedry oplatała winorośl. W powietrzu unosił się gęsty zapach ziemi. Bryza od osiedla niosła woń późnowiosennej trawy. Często się słyszy, że lasy apartamentowców to betonowe pustynie, a ja miałam wrażenie, że najwięcej drzew i kwiatów rośnie właśnie na nowoczesnych osiedlach. Do domu wróciłam spocona.
Gdy czekałam na windę, do klatki weszła młoda matka w wieku Jihye z noworodkiem w chuście. Wpatrywała się w śpiące z otwartymi ustami niemowlę, jakby było najsłodszym maleństwem na świecie, w ręku dzierżąc rachunek za podatek od nieruchomości. A więc mieszkanie jest jej własnością. Znajdowałyśmy się na obrzeżach miasta, ale ceny nieruchomości w ciągu ostatnich kilku lat znacznie poszły w górę. Jak to możliwe, że tak młodą osobę było stać na tak drogie miejsce? Może zapłacili rodzice? To była pierwsza myśl, jaka zaświtała w moim nietaktownym umyśle.
Gdyby Jihye była w lepszej sytuacji finansowej, mogłaby kochać swojego synka beztrosko jak ta młoda matka. Jihye była zgorzkniała. Była przytłoczona pracą, opieką nad dzieckiem i kłopotami z nianią i włosy wypadały jej garściami, choć ominęło ją to, gdy była w ciąży. Wiedziałam, przez co przechodzi. Ja też byłam w tamtym czasie niespokojna i wyczerpana, choć Jihye opiekowała się moja mama.