Michał i Hanna przez prawie dwa lata byli parą. Kobieta postanowiła jednak odejść, a były partner nie mógł się z tym pogodzić. Zaczął ją straszyć, śledzić i nękać telefonicznie, jednak ona nie ustąpiła. W efekcie zabił najpierw ją, a później siebie. W opinii rodziny Hanny, policja nie reagowała w odpowiedni sposób na zgłoszenia.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Gdy byli razem, 27-letnia Hanna i 33-letni Michał wynajmowali mieszkanie. To właśnie w nim 15 lutego 2015 r., już po rozstaniu, odnaleziono ich ciała. Mężczyzna dopuścił się zbrodni w walentynki. Kobieta miała na ciele dwie rany kłute od noża, a mężczyznę znaleziono powieszonego. - Pobiegłam do mieszkania na półpiętrze. Tylko zapytałam, czy żyją. Zastałam córkę na łóżku i już zostałam przy niej. Leżała na łóżku z rękami złożonymi i włożonym ich zdjęciem. Michał był przy drzwiach wejściowych — powiedziała mama Hanny w programie "UWAGA!" stacji TVN. - Ten związek był ciężki od początku. Wszystkich raziła jego nachalna miłość. Wszystko było cały czas pod kontrolą i jego nadzorem. Bardzo ją izolował i to wszyscy widzieli. Rozmawiałam z jego rodzicami nawet na ten temat. Ale była mowa, że on ją tak kocha, że jest zazdrosny i może później mu to przejdzie, jak ona wyjdzie za niego za mąż, urodzi dziecko — wyznała kobieta.
11 stycznia 2013 r. Hanna wraz z koleżankami udała się do klubu. - Nie chciała za bardzo, ale ostatecznie się zgodziła, trochę na rolę kierowcy koleżankom. Na miejscu postanowiła im jeszcze zafundować drinki. Przy barku stało dwóch eleganckich mężczyzn w garniturach. Jeden z nich wysoki, blondyn, trochę w typie jej brata, więc już z tej racji przyciągnął jej wzrok, ale najbardziej zwrócił jej uwagę krawatem w kolorze turkusowym — opowiadała mama Hanny. Dziewczyna również zwróciła uwagę Michała, który już dwa dni później pojawił się w jej domu z bukietem kwiatów. Wtedy zaczęli się spotykać.
Od początku związek Hanny z Michałem był trudny. Mężczyzna miał bowiem chcieć ją od siebie uzależnić i zmanipulować. Nie pozwalał jej spotykać się ze znajomymi, nawiązywać konwersacji z mężczyznami, czy wychodzić z domu samej. Gdy minęło pół roku związku, para podjęła decyzję o zamieszkaniu razem. Mężczyzna był kierownikiem jednego z oddziałów dużej firmy energetycznej, a Hanna od trzech lat prowadziła własny salon kosmetyczny. Okazuje się, że Michałowi nie podobała się praca kobiety. Miał uważać, że każdy klient płci męskiej jest nią zainteresowany w sposób, w jaki nie powinien. Z czasem proponował, by przestała pracować, ponieważ sam dobrze zarabiał. Wkrótce na jaw wyszedł stopień kontroli, jakiego dopuszczał się Michał wobec kobiety. Zawsze wiedział, gdzie Hanna jest w danej chwili, przez co ona zaczynała się go bać. Z czasem bliscy kobiety zaczęli zauważać na jej ciele niepokojące siniaki. Kilka razy podczas awantur interweniowała policja. Okazało się też, że mężczyzna miał inną partnerkę i dziecko.
Hanna zaczęła uczęszczać na terapię, a w grudniu 2014 r. wyprowadziła się od Michała i wróciła do rodziców. - Przychodził przez kilka dni. Do niego nie docierało, że ona nie wróci. Straszył, że jak nie on to żaden inny, jeździł pod domem, wystawał przed salonem. W SMS-ach pisał: ty wiesz, co ci zrobię. Córka obawiała się o życie, dlatego była na komendzie, myślała, że ktoś zareaguje — powiedziała mama kobiety. Według relacji matki Hanny kobiecie wręczono tylko wizytówkę i kazano się kontaktować, gdyby coś się działo. Później dzwoniła i kolejny raz udała się na komendę, jednak sytuacja ponownie pozostała bez większych działań ze strony policji. - Pani Hanna nigdy nam tego nie powiedziała. Nie możemy zrobić nic wobec kogoś, kto nie chce niczego zgłaszać. Zapytana przez policjanta, w jaki sposób postępuje z nią były partner na chwilę obecną, powiedziała, że pisze, że ją kocha, później, że nie kocha. Pytał się, czy czuje się zagrożona obecnością tego pana. Odpowiedziała, że nie, tylko że nie chce, by do niej dzwonił – powiedziała sierż. Agnieszka Semik z Komendy Miejskiej Policji w Tychach.
14 lutego w walentynki Hanna jak zawsze poszła do swojego salonu. Odwiedził ją Michał z kwiatami i biżuterią. Później kobieta poszła do fryzjerki, bo wieczorem miała się spotkać z koleżankami. Podczas wizyty w salonie fryzjerskim Michał przez cały czas wysyłał jej SMS-y. Mieli spotkać się na rozmowę pod blokiem, w którym wciąż mieszkał. - Reszty możemy się tylko domyślać. Pewnie jak go nie spotkała pod blokiem, to poleciała na górę. Taka była. Wszystkie sprawy zawsze chciała załatwić do końca — powiedziała mama Hanny.
Doświadczasz przemocy domowej? Szukasz pomocy? Możesz zgłosić się na przykład do Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia". Bezpłatna infolinia czynna jest całodobowo pod numerem telefonu 800 12 00 02. Więcej informacji znajdziesz na TEJ STRONIE. Jeśli występuje zagrożenie życia - dzwoń na numer alarmowy 112.