"Wsiedliśmy do pociągu i przeżyliśmy koszmar. Było gorąco jak w piekle"

"Dawno nie jeździliśmy pociągami. Zmęczeni nieustannymi problemami z PKP zupełnie zrezygnowaliśmy z żoną z tej formy transportu. Jednak ostatnio nie mieliśmy wyjścia i musieliśmy wybrać się w podróż do Warszawy. To, co przeżyliśmy w pociągu, nie mieści się w głowie" - pisze Dariusz w liście do redakcji.

Więcej wiadomości przeczytasz na Gazeta.pl.

Zwykle nie piszę listów do redakcji, ale wczorajsza sytuacja z PKP zasługuje na opisanie.To nie mieści się w głowie. Dawno nie jeździliśmy pociągami. Zmęczeni nieustannymi problemami z PKP zupełnie zrezygnowaliśmy z żoną z tej formy transportu. Jednak ostatnio nie mieliśmy wyjścia i musieliśmy wybrać się w podróż do Warszawy. No i szybko pożałowaliśmy. Tylko weszliśmy do wagonu, zobaczyliśmy ludzi z wypiekami na twarzy, którzy wachlują się tym, co mają pod ręką i  ledwo łapią powietrze. Wewnątrz było gorąco jak w piekle.

W zasadzie nikt nie wiedział, co się dzieje, a obsługa nie spieszyła z wyjaśnieniami. Do odjazdu było jeszcze 20 minut, ludzie pootwierali sobie okna, żeby znieść ten upał. Niektórzy wychodzili, żeby poczekać na peronie, bo chociaż było 30 stopni na zewnątrz, temperatura w pociągu była o wiele wyższa. Po pięciu minutach całe moje ubranie było mokre.

Rozumiem, że taka sytuacja może się zdarzyć. Podobno ostatnie wagony dopiero doczepiono, a że był upał, to najzwyczajniej w świecie się nagrzały. Jednak nie jestem w stanie pojąć zachowania personelu. Po pierwsze, nikt nie wyjaśnił pasażerom, co się dzieje. Krążyły różne teorie: że coś się zepsuło, że przez całą trasę będziemy jechać w jakiś 60-stopniowym skwarze itd. Niektórzy naprawdę byli spanikowani. Wystarczyło powiedzieć: "Pasażerowie wagonów xx, xx,xx proszeni są o wejście do pociągu tuż przed odjazdem. Kiedy pojazd ruszy, włączymy klimatyzację i w ciągu kilku minut unormuje się temperatura". 

No ale widać było to za trudne. Co więcej, kiedy konduktorka sprawdzała bilety - co z resztą robiła, jakby przegrała zakład i ponosiła teraz karę - i zobaczyła, że przy niektórych siedzeniach, są otwarte okna, zaczęła niemalże krzyczeć na pasażerów. W tej sytuacji naprawdę każdy robił, co mógł, żeby nie zemdleć. Krzyki, że klimatyzacja przez to wolniej działa, nie były na miejscu. 

Dariusz.

Więcej o: