Podróże samochodowe to częsty wybór, gdy chcemy w wygodny sposób dostać się do jakiegoś miejsca, szczególnie jeśli mowa o wyjeździe wakacyjnym kilkaset kilometrów dalej. Pociągi czy autobusy mają pewne ograniczenia, głównie jeśli chodzi o to, ile bagażu damy radę ze sobą zabrać. Z drugiej jednak strony są bezpieczniejsze, gdyż wypadki zdarzają się znacznie rzadziej, niż w przypadku jazdy samochodem.
Jednak to nie o samych wypadkach chcemy dziś napisać, a o tym, jak w takiej sytuacji możemy sobie dodatkowo zaszkodzić. Tę jedną rzecz codziennie robią tysiące osób i raczej nie myślą o konsekwencjach - albo nie są ich świadomi. Sama czynność bowiem wydaje się niepozorna. A skutkować może naprawdę nieprzyjemnym i długim pobytem w szpitalu.
Długa podróż sprawia, że w najbardziej wygodnym samochodzie, robi nam się niezbyt komfortowo. Zaczynamy szukać pozycji, w której będzie nam wygodnie, by choć na chwilę ulżyć swojemu ciału. Najlepsza jest oczywiście ta docelowa, siedzenie prosto, z nogami opartymi o podłogę. Często jednak po kilku godzinach jazdy te nogi lądują w innych miejscach - przeważnie na desce rozdzielczej. O ile taka pozycja wydaje się bardzo wygodna, jest też niesamowicie niebezpieczna. Konsekwencje pokazał na swoim TikToku fizjoterapeuta @abuniapt.
W momencie gwałtownego hamowania (a te w trasie mogą zdarzać się często) lub uderzenia, ciało, które w tej pozycji się znajduje, nie jest stabilnie usadzone w fotelu, może się więc zsunąć, co może spowodować uszkodzenia kręgosłupa. Dodatkowo siła wypchnięcia poduszki powietrznej wypycha także nogi. To skutkuje licznymi złamaniami, szczególnie w obrębie kości udowej i miednicy.
Zdecydowanie więc podczas podróży samochodem warto się przemęczyć i pozostać w standardowej zalecanej pozycji. Oczywiście zawsze z zapiętymi pasami - niezależnie od tego, ile kilometrów mamy do przejechania. Jeśli długa jazda nas męczy, najlepiej zrobić mały postój, by rozprostować nogi i kręgosłup. Na pewno taką możliwość doceni także nasz kierowca.