Anna Przybylska w dzieciństwie dawała się we znaki nie tylko rodzicom, lecz także nauczycielom. - Nie dość, że niepokorna, to jeszcze pyskata. Jak ktoś mi nadepnął na odcisk, nie przebierałam w słowach. No i było "z ojcem do szkoły" - wspominała w jednym z wywiadów. Jak przyznała, była chłopczycą, buntowniczką, która wszystko chciała robić po swojemu.
W domu rządziła mama, to tata był tym rodzicem, którego łatwiej było przekonać do nastoletnich pomysłów. - Gdy mama mówiła nie, biegło się do taty. Łatwo dawał się uprosić - opowiadała. Chadzał na wywiadówki, doglądał, by córki dobrze się uczyły, robił kanapki. W pewnym momencie zaczął skarżyć się na kłopoty ze zdrowiem. Jednak gdy w końcu trafił do szpitala, okazało się, że było już za późno. Lekarze dali mu trzy miesiące. Zmarł w 1995 roku, gdy Ania miała 16 lat.
- Zawsze mogłam polegać na tacie. To on robił mi rano kanapki. Byłam jego ukochaną córeczką. I nagle go zabrakło. Wierzę jednak, że jest gdzieś obok i czuwa nade mną. Czasem spotykam go w swoich snach. Wtedy zwykle coś doradzi, podpowie, pocieszy - wspominała ojca aktorka. - Kiedy umarł, obiecałam sobie, że nigdy nie będę starą matką, bo nie dopuszczę do tego, by moje dziecko zostało kiedyś bez jednego z rodziców. Bo wiem, jakie to okropne, najgorsze, co może się przytrafić - opowiadała w 2001 roku w rozmowie z "Vivą".
Dwa lata po śmierci taty Przybylska zadebiutowała jako aktorka w filmie Radosława Piwowarskiego "Ciemna strona Wenus". Wcześniej próbowała swoich sił w karierze modelki. Jako niespełna dwudziestolatka otrzymała rolę Marylki w serialu "Złotopolscy". Na planie miała okazję pracować z doświadczonymi i wybitnymi aktorami, którzy szybko stali się dla Przybylskiej autorytetem. - Ci wybitni i uznani ludzie nigdy nie pozwolili mi odczuć, że jestem od nich zawodowo i wiekowo tak daleko. Wszyscy traktowali mnie bardzo poważnie - opowiadała w wywiadzie dla "Vivy".
Choć nie miała wykształcenia aktorskiego, koledzy z planu i reżyserzy zawsze doceniali jej profesjonalizm. W "Złotopolskich" grała 13 lat i rola Marylki sprawiła, że zyskała ogromną popularność i sympatię widzów. To zasługa talentu, ale i charyzmy. Fani zwracali uwagę też na charakterystyczny głos, choć, jak wspominała, ona sama za nim nie przepadała. Nie pomagały docinki starszej siostry, która twierdziła, że Ania brzmi jak "pijak spod budy z piwem". Łączyła rolę aktorki i matki, ale to rodzina była dla niej na pierwszym miejscu, mimo że o karierze marzyła od dziecka. W dzieciństwie nawet rozdawała autografy.
Nie chciała mówić o chorobie i nie traciła optymizmu. I choć za wszelką cenę starała się trzymać z dala od mediów, portale plotkarskie długo żerowały na jej dramacie. Paparazzi potrafili wystawać pod jej domem godzinami. - Oni stoją z założeniem: będę czekał tam tak długo, aż zrobię jej zdjęcie, jak jest łysa i się przewraca z wycieńczenia. Przecież o to im chodziło. Bo tabloid napisał, że mam guza - opowiadała na łamach "Gali". W ostrych słowach zwracała uwagę na żerowanie na chorobie. O swoim stanie zdrowia opowiedziała kolejny raz kilka miesięcy później.
- Głęboko w to wierzę, że jeszcze wiele ciekawych rzeczy przede mną i że uda mi się je zrealizować. Z niecierpliwością czekam na te wielkie role, które przyjdą, gdy się zmieni moje emploi, zejdę z piedestału seksbomby oraz matki Polki i będę mogła zagrać steraną życiem, zmęczoną, brzydką kobietę - mówiła w 2014 roku w wywiadzie dla "Vivy". Aktorka zmarła kilka miesięcy później, 5 października 2014 roku. - Dostała od losu wszystko. Nie dostała tylko czasu - opowiadał Paweł Wawrzecki w dokumencie "Ania", którego premiera odbyła się w 2022 roku.