"Kobieta napisała mi, że do snu opowiada dzieciom bajkę o wilczycy, która ma na imię Joanna. I to jest bajka o odwadze"

Agata Polcyn
- Wciąż pokutuje takie przekonanie, że kobiety dzielą się na te złe satanistki-aborcjonistki i te dobre matki Polki. A to w ogóle nie jest tak. Moja sytuacja nie jest wyjątkowa - mówi Joanna z Krakowa. O historii kobiety usłyszała cała Polska, po tym, jak opowiedziała o interwencji policji, gdy jej lekarka poinformowała służby, że pacjenta dokonała aborcji farmakologicznej. Policja zabrała Joannie laptop. Sąd ostatecznie ocenił, że zatrzymanie było niezgodne z prawem.

Czy, zamawiając tabletki aborcyjne, spodziewałaś się, że cała Polska będzie znała Twoją twarz?

Joanna z Krakowa: Absolutnie nie. Sądziłam, że jeśli moja twarz w ogóle będzie znana, to ze względu na przemoc policji. A okazało się, że właściwie stałam się twarzą aborcji w Polsce. I jestem dumna, że tak się stało. Jak byłam nastolatką, mówiłam, że nigdy nie zagram w żadnej reklamie. Potem nie miałam pieniędzy, i stwierdziłam - no dobra, w reklamie prezerwatyw bym zagrała. Ale teraz jestem reklamą aborcji i to jest zajebiste!

Jak przygotowałaś się do swojej aborcji? 

Zrobiłam solidny reaserch znacznie wcześniej. Śledziłam sprawę Justyny. Pomagałam też koleżance, która pracuje na Litwie i pisała o aborcji w Polsce. Szukałam dla niej informacji, bo nie rozumiała, jak to jest, że w Polsce niby aborcja jest nielegalna, a jednak można ją zrobić. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że kiedykolwiek tej wiedzy użyję. 

Wiedziałam też, że jak nikt ci nie pomaga, to nie ma winnego. Nie byłam pewna tylko jakiego rodzaju pomoc jest karana - czy tylko jak ktoś zapłaci za tabletki, albo je dla mnie zamówi, czy też jak mnie głaszcze po głowie... to nie było dla mnie jasne bardzo długo.

 Miałaś taką osobę, która Cię głaskała po głowie?

Tak. Miałam wsparcie osób, które mówiły mi, że niezależnie jaką decyzję podejmę, to mogę na nie liczyć. Miałam szczęście, bo są kobiety, którym tego brakuje i są zablokowane poczuciem winy, które się im narzuca.

To poczucie winy Tobie też próbują narzucić osoby piszące komentarze w mediach społecznościowych. Jak się z tym czujesz?

Łatwiej jest mnie winić, niż samemu wziąć odpowiedzialność. Ale ja nie odpowiadam za rozpi***ol w tym kraju. Nigdy się nie pchałam do polityki. Znacznie prościej jest z jednej kobiety zrobić wariatkę i dewiantkę, niż otworzyć oczy i powiedzieć, że rzeczywiście w Polsce dzieje się źle i podjąć jakieś decyzje.

W pierwszym materiale TVN mówiłaś, że decyzja o aborcji była dla Ciebie szczególnie trudna, bo chciałaś mieć dzieci. Po prostu bałaś się o swoje życie. Jak w takiej sytuacji czujesz się z zarzutami, że poprzez swoje doświadczenie, realizujesz jakąś agendę polityczną?

Jak decydowałam się na aborcję, to w ogóle nie pamiętałam, że jest jakiś termin wyborów. Po prostu troszczyłam się o siebie. Bardzo mnie zdziwiło, jak Tusk szybko zareagował z tym marszem. Wtedy do mnie dotarło, że przecież niedługo są wybory. Ale ja byłam skupiona na sobie i załatwiałam swoją sprawę.

Hejt, który Cię spotkał, jest bardzo widoczny. Ale wiem, że dostajesz też dużo wsparcia.

Wciąż pokutuje takie przekonanie, że kobiety dzielą się na te złe satanistki-aborcjonistki i te dobre matki Polki. A to w ogóle nie jest tak. Moja sytuacja nie jest wyjątkowa.

Najbardziej wartościowe są dla mnie wiadomości od kobiet, które mają na przykład jedną aborcję i dwójkę dzieci. Uważam za mądrzejsze ode mnie, bo mają to doświadczenie ciąży, które często nie jest łatwe. Jedna z nich napisała do mnie, że do snu opowiada bajkę swoim dzieciom, o wilczycy, która ma na imię Joanna. I to jest bajka o odwadze. To jest dla mnie zupełnie przepiękne

Ale są też trudne historie, niektóre kobiety chcą, żebym nagłośniła ich doświadczenia -  pani ze Zduńskiej Woli napisała, że zaszła w ciążę, bo ginekolożka miała jej włożyć wkładkę domaciczną, a potem na innym badaniu okazało się, że po żadnej wkładce w ogóle nie było śladu. Także patoginekologia na całej linii.

Mnóstwo osób też pisze po prostu, z wyrazami wsparcia. Panie po 50. zapraszają mnie do domku na działce, żebym sobie z nimi posiedziała. Jest pełen przekrój.

Piszą też psychoterapeutki, nie tak biznesowo, tylko po prostu, żeby pogadać. To jest świetne, że nie wysyłają mi wizytówek, tylko np. piszą, że jakimś wywiadzie powiedziałam coś, co jest dla nich bardzo ważne. Napisał też do mnie ksiądz, czy nie chcę egzorcyzmu.

Joanna z KrakowaJoanna z Krakowa Archiwum prywatne

A on wysłał wizytówkę?

(śmiech). Wizytówki nie było. Kusiło mnie, żeby z nim pogadać, ale nie chciałam tracić czasu.

Głównie kobiety piszą? 

Nie, odzywa się do mnie bardzo dużo mężczyzn. Zachowują się, jakby moje konto było profilem randkowym.

Aborcja na pewno nie sprawiła, że jestem mniej seksi. Ani nawet to, że trzymam z LGBT! (śmiech). Z jednej strony to jest dość zabawne, ale z drugiej, te wiadomości świadczą o tym, że ten temat tak naprawdę w ogóle ich nie interesuje.

Jeden z nich napisał: "Ja się totalnie zgadzam, że to jest wybór kobiety, ja jestem tylko od tego, żeby włożyć i wyjąć". Chodziło o stosunek przerywany. Więc z jednej strony niby akceptacja, wolność, ale tak naprawdę zero poczuwania się do odpowiedzialności. A żadna kobieta nigdy nie zaszła w ciążę sama. Dostaję też takie wiadomości "Hej, jestem Michał, jestem ze Szczecina". No fajnie, ale co ja mam z tym zrobić.

Jeden pan, który miał w zdjęciu profilowym Jezusa napisał mi, że nawet ja mam jakieś sumienie, więc czym jest dla mnie aborcja. Odpisałam, że aborcja to jest miłość i tę samą miłość mu ślę

I nigdy już się nie odezwał, więc się nie dowiem, czy on wystraszył jakiejś siły nieczystej we mnie, czy nagle mu rozwaliło głowę i został aborcjonistą.

Przychodzą też di**piki? 

Dostaje dużo zamazanych fotek, w które muszę kliknąć, żeby zobaczyć, co na nich jest - i myślę, że są wśród nich di**picki. Nie klikam. 

Kiedy to się zaczęło?

Wydaje mi się, że jak w Sejmie powiedziałam coś dla mnie bardzo ważnego. Że jak mówimy "nie", to przestajemy być w roli ofiary, tylko budujemy jakieś "ja". Bo tylko "ja", mówi "nie". Wspomniałam też wtedy, że jestem niezłą kochanką. To nie było clou mojej wypowiedzi, ale nie wstydzę się tego, że posiadam ciało i myślę, że seks jest ekstra. Ci mężczyźni, którzy piszą, są życzliwi, ale nie rozumieją, że albo mają wybujałe ego, albo są zawłaszczający, albo roszczeniowi. Jeden chłopak, bardzo mocno erotycznie dominujący napisał, że wydrukuje sobie mój plakat na ścianę. Nie czuję się tym zagrożona, ale myślę, że kryje się pod tym coś smutnego. Bo na pewno to nie jest o godności i poszanowaniu drugiego człowieka.

W Sejmie mówiłaś też, o stawaniu się podmiotem. A traktowanie twojego Instagrama jak Tindera, to raczej nie jest podmiotowe traktowanie.

Oni są totalnie nieświadomi tego, co robią. Ale jeżeli ktoś chce mnie traktować jako podmiot, to powinien zrobić krok do tyłu i pozwolić mi zabrać głos. 

To ustalmy to, w ramach tej rozmowy. Czy umówisz się na drinka z osobą, która pisze do Ciebie po Twojej aborcji?

To ja poproszę CV, ze zdjęciem i rekomendacje od byłej (śmiech). A tak na poważnie, to ja mam chłopaka.

Wszyscy lubimy ploteczki, rzecznik policji najwyraźniej też, bo poinformował, że jestem wolna. Ale mam partnera, wcale mnie nie zostawił

Mimo że zrobiłaś aborcję?!

I mimo że ogłosiła to policja! (śmiech)

Jak z Tobą rozmawiam, to wydajesz się bardzo odważną, niezależną osobą. Ale mam wrażenie, że wiele kobiet może zobaczyć hejt, który cię spotyka i się wystraszyć - zarówno samej aborcji, jak i opowiadania o niej. Jak ty sobie z tym radzisz?

Mam też takie dni, że wolę je całe przeleżeć w łóżku.

Nie wstydzę się tego, że płaczę, że rozpłakałam się w Sejmie. Ale to niewpisywanie się w model ofiary to jest cholernie ważna rzecz. Bo oni na tym żerują.

Więc jak sobie radzę? Otaczam się dobrymi ludźmi. Jeżeli czuję się dzisiaj brzydka, to biorę najpiękniejszą koleżankę i smaruję się jej energią, jeśli czuję się za mało odpowiedzialna, to otaczam się odpowiedzialnymi ludźmi. Są też takie czysto praktyczne rzeczy. Mam koleżankę, która czyta wszystkie moje wiadomości i usuwa hejt.

Przede wszystkim, staram się zawsze zadawać sobie pytanie, czego ja chcę. To pytanie często jest trudne. Może się sprowadzać do tego, czy bardziej chcę teraz porozmawiać z prawniczką, czy wziąć kąpiel. A można znaleźć się w chwili, w której ta kąpiel jest ważniejsza niż jakikolwiek prawnik. Najważniejsze, to zatroszczyć się o siebie. I nie ma na to uniwersalnego sposobu.

Masz charakterystyczny styl i nie boisz się wyrażać siebie. W sieci pojawiło się sporo Twoich zdjęć w dragu. Wiele osób wykorzystuje je, żeby podważyć twoją wiarygodność. Co o tym myślisz?

Może oni mają po prostu problem z tym, że ja zasadniczo siebie lubię. I trudno dotknąć taką osobę. Długi czas byłam drag kingiem, bo bardzo bolało mnie to, że chłopak przebrany za kobietę jest niegroźny, a kobieta przebrana za faceta to już "dewiacja". Bo jak to, ona nie chce mieć dużego biustu. Ale zauważ też, że drag king, to nie jest tak spektakularne, tak kolorowe jak drag queens, i to w pewnym sensie pokazuje, że kobieta się przebiera za normę - a norma jest męska. To jest zgaszone, bez piórek, bez brokatu. W pierwszej fali feminizmu, kiedy kobiety po prostu nosiły spodnie, to też nie było spektakularne - to było normalne. Ale drażniło.

 

W przypadku twojej sprawy pojawia się też temat zdrowia psychicznego. Bo to twoja psychiatrka poinformowała policję o twojej aborcji.

Przez moment sądziłam, że będzie lżej, że będziemy się skupiać tylko na aborcji, a tu się okazuje, że trzeba jeszcze normalizować zdrowie psychiczne. Nic w tym kraju nie jest normalne, a to ze mnie się robi tę nienormalną. Nie chcę zabrzmieć arogancko, ale ja się czuję dumna z tego, że jestem szalona. Wszystko, co robię można, streścić do dwóch słów: miłość i wolność - które trzeba dawać innym i sobie. Wykorzystuje się to, że się leczyłam, ale ja uważam, że to najmądrzejsza rzecz, jaką człowiek może zrobić. Kiedy potrzebuje wsparcia, zwrócić się do profesjonalisty. Tylko ja się przekonałam, że tych profesjonalistów jest mniej, niż sądziłam.

 A teraz kontynuujesz terapię?

Zaczęłam nową, bo miałam rok przerwy od zakończenia poprzedniej. Poszukałam wsparcia po tej sytuacji z aborcją, bo za dużo mam myśli, żeby sobie samodzielnie z nimi radzić.

Jak wygląda Twoja rzeczywistość po tym wszystkim?

Czuję na sobie bardzo dużą odpowiedzialność. To pierwszy wywiad, w którym nie myślę nad każdym słowem, bo ufam, że Ty też jesteś odpowiedzialna. Chcę nagłaśniać sprawę aborcji. Ale niedawno poczułam, że muszę na chwilę uciec. Poszłam do lasu z super osobami i to było dokładnie to, czego potrzebowałam. Trzeba dbać o siebie, wszystko inne poczeka.

*********

Więcej o: