5-latka nigdy nie dotarła do domu. "Jakby rozpłynęła się w zimowym powietrzu"

- Siobhan chciała się z nimi pobawić, lecz było zimno, koleżanka przekonała ją więc, że lepiej będzie pójść do domu. Dzieci się rozdzieliły i każde poszło w swoją stronę, ale Siobhan nigdy nie dotarła na miejsce. Jakby rozpłynęła się w zimowym powietrzu - czytamy w książce "Shadowman. True crime: Pierwszy w historii FBI portret psychologiczny seryjnego mordercy". Dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak publikujemy jej fragmenty.

ZAGINIONA DZIEWCZYNKA, 5 lutego 1974 roku Missoula w stanie Montana. Siobhan McGuinness miała dopiero pięć lat, ale cieszyła się pełną swobodą. Jej placem zabaw była cała North Side – robotnicza dzielnica, którą od zamożniejszych części miasta oddzielały tory kolejowe. Stały tu szeregi małych podniszczonych domów, zbudowanych szybko i niewielkim kosztem na przełomie wieków, z myślą o mnóstwie napływających do miasta pracowników kolei. 

Zobacz wideo Czy wiesz, co zrobić, gdy zaginie ktoś bliski?

"Jakby rozpłynęła się w zimowym powietrzu"

W połowie lat siedemdziesiątych ci pierwsi mieszkańcy dawno już nie żyli. Podwórka domów latem wyglądały fatalnie, zimą znacznie gorzej. Zimą bezlistne szkielety klonów wznosiły się wzdłuż wąskich uliczek, które jeszcze niedawno były gruntowymi dróżkami. Część mieszkańców North Side odziedziczyła swoje małe domy – podłużne, z pokojami w amfiladzie i drzwiami na obu końcach – po dziadkach kolejarzach. Na nic więcej nie było ich stać. Inni byli tylko najemcami. Tak jak mama Siobhan – rozwiedziona młoda artystka z miejscowej bohemy, która pozwalała zatrzymywać się u siebie różnym wędrownym dziwakom i wolnym duchom. Niektórzy dzielili się z nią prochami, alkoholem i innymi używkami, po czym jechali dalej.

Siobhan często spała na materacu na podłodze. Czy to z powodu wszystkich tych przewijających się przez dom gości, czy może z powodu przekonania jej matki, że dzieci nie powinno się trzymać na uwięzi, Siobhan biegała samopas i robiła, co chciała. Ruch na ulicach był niewielki, więc włóczący się po dzielnicy przedszkolak nie musiał specjalnie uważać na samochody. Podróżni, którzy zjeżdżali z międzystanowej I-90 w North Side – kilka przecznic od domu Siobhan – zwykle tankowali i kupowali coś do jedzenia na Orange Street, po czym wracali na autostradę. Jeśli chcieli zjeść coś na miejscu, jechali dalej w głąb miasta. Jeżeli się nie zgubili albo nie jechali skrótami, nigdy nie trafiali w pobliże domu Siobhan. Tego dnia po południu zaczął wiać północny wiatr, mroźne powietrze wydawało się więc jeszcze zimniejsze.

Siobhan miała na sobie lekki fioletowy płaszczyk i wysokie buty – nie było jej zimno, znajdowała się bowiem w nieustannym ruchu. Siobhan była otwarta, towarzyska i niczego się nie bała, a na pewno nie widoku obcego samochodu. Nie miałaby żadnych oporów, żeby porozmawiać z jego kierowcą. Po południu dziewczynka poszła do swojej najlepszej koleżanki, gdzie bawiła się do piątej, kiedy zadzwoniła jej mama, mówiąc, że czeka na nią z kolacją. Wyszła od koleżanki i szła w stronę domu. Po drodze spotkała kolegę, którego mama wysłała do sklepu położonego przecznicę dalej – Siobhan poszła razem z nim. W drodze powrotnej spotkali jeszcze jedną koleżankę. Siobhan chciała się z nimi pobawić, lecz było zimno, koleżanka przekonała ją więc, że lepiej będzie pójść do domu. Dzieci się rozdzieliły i każde poszło w swoją stronę, ale Siobhan nigdy nie dotarła na miejsce. Jakby rozpłynęła się w zimowym powietrzu.   

Shadowman. True crime: Pierwszy w historii FBI portret psychologiczny seryjnego mordercyShadowman. True crime: Pierwszy w historii FBI portret psychologiczny seryjnego mordercy Wydawnictwo Znak

Sprawca zostawił ślad w kształcie litery "Y"

Dwa dni później, po intensywnych poszukiwaniach, w których wzięły udział dwie setki osób, w tym policjanci, zastępcy szeryfa i ochotnicy, kierowca pługa śnieżnego zauważył coś przy autostradzie. Jakiś fioletowy przedmiot leżał w dole, tuż za przepustem, przy zjeździe z I-90, około dwudziestu pięciu kilometrów na wschód od Missoula, obok drogi prowadzącej do Turah. W kierunku Bozeman.

Zamarznięte ciało Siobhan wciąż było ubrane w fioletowy płaszczyk. Na miejscu natychmiast zaroiło się od policjantów. Poszukiwania tej małej dziewczynki kosztowały ich mnóstwo czasu i emocji, a teraz ją znaleźli. Intencje mieli szlachetne, byli pogrążeni w żalu – co nie zmienia faktu, że zatarli wszelkie ślady opon czy odciski stóp, które mógł zostawić zabójca. Nie znaleźli żadnego noża, żadnych porzuconych przedmiotów, nic.

Głowa Siobhan została rozłupana tępym narzędziem, dziewczynkę trzykrotnie też dźgnięto dużym nożem. Jakaś pałka – a może laska albo kij – zostawiła na jej ciele ślad w kształcie litery "Y" z długą dolną nóżką. Na jej brzuchu i koszulce były ślady nasienia. Wszystko wskazywało na to, że lekko ubrane dziecko zostało wepchnięte – jeszcze żywe, choć nieprzytomne – do przepustu pod drogą. Kiedy Siobhan odzyskała przytomność, próbowała wyczołgać się na zewnątrz, ale pokonały ją szok, śnieg i mroźne powietrze: zawróciła.

Jeszcze zanim tej nocy spadło więcej śniegu, zmarła z powodu hipotermii – a nie odniesionych ran – czołgając się z powrotem w kierunku nędznego schronienia w przepuście. Sekcja potwierdziła, że przyczyną śmierci było wyziębienie organizmu. Nie zbadano, czy została zgwałcona, ale wydawało się jasne, że była w jakiś sposób molestowana seksualnie. Wkrótce po tym, jak koroner wydał jej ciało matce, została skremowana. Jej prochy rozsypano na szczycie góry wznoszącej się nad Missoula i nad przepływającą przez miasto rzeką.

Później znalazło się kilku świadków, którzy zeznali, że na zjeździe z autostrady widzieli dużego zielonego cadillaca z rejestracją z Nowego Jorku. Informacje rozesłano do wszystkich posterunków policji i wkrótce rzeczywiście znaleziono dużego zielonego cadillaca z plamami krwi w bagażniku. Po krótkim czasie zrozumiałego podniecenia eksperci ogłosili, że to nie było to, o czym wszyscy myśleli. Policjanci z Montany do dziś opowiadają o pechowym nowojorczyku, który kiedyś w bagażniku swojego cadillaca wiózł upolowanego jelenia. 

Więcej o: