Zbyt mało zapamiętywałam z jego opowieści. Opowiadał po każdym dyżurze. To była nasza codzienność. Nie przypuszczałam, że coś może ją przerwać. Teraz, z perspektywy straty i czasu, jaki mija, zapominam złe chwile, a wyraźnie widzę wszystko, co mi dawał. Dopiero dziś wiem, jak to było ważne. Szkoda, że nie wiedziałam wcześniej.
Kiedyś pisałam do Ciebie listy, bo nie zawsze chciałeś rozmawiać o tym, co było dla mnie ważne. Dziś piszę, bo nie możesz ze mną rozmawiać, ale ja wciąż mam nadzieję, że za jakiś czas to przeczytasz. Widziałam, jak wylatujesz mi z rąk, jak umykasz gdzieś, gdzie Cię nie dogonię. Twoje wielkie źrenice ziały pustką. Połamałam Ci żebra, bo wierzyłam, że Cię zatrzymam. Dalej wierzę. Nie daj mi stracić tej wiary, bo nie chcę bez Ciebie żyć. Tomaszu! Masz to przeczytać!
Moje życie z Tomkiem - premiera 6 września 2023 r. Wydawnictwo Literackie
Minęły już prawie trzy tygodnie od dnia, gdy upadłeś w kuchni na podłogę. Trwa pandemia i odwiedzanie Cię w szpitalu jest bardzo trudne. Czasem wpuszczają na chwilę. Zawsze mam uczucie, że w czymś przeszkadzam. Starsze pielęgniarki są miłe, ale te młode do bani. To samo dotyczy lekarzy. Im młodszy, tym gorszy. Nic to. Ważne, żebyś się pozbierał. Mówią, że jest mała szansa. To trochę jak liczyć na cud, ale ja przecież wierzę w cuda. Popatrz, jak pokrętna jest ludzka natura – ciągle na Ciebie narzekałam, a teraz dałabym Ci nerkę, kawałek mózgu czy jakąkolwiek część, bylebyś był ze mną. Nie chcę żyć bez przekonania, że wrócisz. Jestem na Ciebie zła, że nie zrobiłeś sobie tego przeklętego EKG. Pokazałoby, że okalająca wieńcowa się zatyka. To wszystko by się nie stało. Stało się, i nie wiem, co będzie. Nie wiem, jak będzie. Okropnie głupie i zupełnie nieznane uczucie. Wiesz, jaka jestem. Wszystko planuję. Teraz nie mam planów.
Jechałam do szpitala za szybko, bo powiedzieli, że bardzo z Tobą źle. Prawie już byłam, gdy zadzwonili, że nie mam po co jechać. Uciekłeś w nieznane. Już wczoraj coś przeczuwałam, ale nie dopuszczałam tych myśli do siebie. Pozwolili mi siedzieć przy Tobie przez półtorej godziny. Wyglądałeś zupełnie inaczej niż jeszcze kilka dni temu. Poruszałeś ustami jak ryba wyjęta z wody. Twoje oczy obserwowały wahadło jakiegoś niewidzialnego zegara. Nie wiem, czy jeszcze byłeś w środku. W swoim środku. Kazali przyjechać jutro na dwunastą po kartę zgonu i Twoje rzeczy.
Rano zadzwonił ktoś ze szpitala. Miły głos. Zapamiętałam nazwisko – Wojda. Poprosił o Twoje rogówki. Oddałam. Byłam pewna, że byś się zgodził. Potem już pod drzwiami kardiologii, gdy czekałam na dokumenty i Twoje rzeczy, spotkałam ten głos. Bardzo miły, wręcz serdeczny pan z anestezjologii.
Przyszła pani sekretarka i dała mi całą Twoją dokumentację. Teraz leży na książkach w moim „kąciku pisarskim". Potem przyszła pani pielęgniarka i wręczyła mi czarny worek na śmieci. W środku to, co przyniosłam Ci do szpitala. Nie chciałam tego brać. Przecież komuś może się przydać. Kilka kosmetyków, chusteczki, nietknięta nowa pidżama. Powiedziała, że nie potrzebują, bo mają swoje. To czemu prosili, bym przyniosła? Nic z tego nie rozumiem i wiem, jakie to nieważne, ale muszę o czymś jeszcze. Nie tylko o śmierci. Porozmawiałam chwilę z „głosem" i zaprowadził mnie do kancelarii. Tu dostałam Twoją kartę zgonu. Czujesz, jak to brzmi? Zgonu. Beznadziejnie. Z tą beznadzieją pojechałam do Urzędu Stanu Cywilnego na Grochowskiej. Tu dostałam akt zgonu. Następną beznadzieję. Z nią do Zakładu Pogrzebowego Pruszyński na Powązkowskiej. Znów papiery, papiery, papiery. Wyznaczyli środę 10 listopada na odbiór Twojego ciała z kostnicy.
Kochana Marta pojechała ze mną. Byłyśmy na miejscu o jedenastej. Przyjechał samochód z Pruszyńskiego i o jedenastej trzydzieści poproszono nas o zidentyfikowanie Twojego ciała. Twarzy. Byłeś w czarnym worku na suwak. Postanowiłam, że nie będę płakać, ale nie byłam w stanie dotrzymać słowa. Byłeś lodowaty. Pocałowałam Cię w czoło. Poczułam, że to już nie Ty. Nigdy się tak nie uśmiechałeś. To był obcy grymas martwej twarzy. Wiesz, że nasza ludzka głupota jest jak bezmiar kosmosu. Dlaczego nie zrobiłeś tego EKG? Jak ja teraz mam żyć? Nie wiem. To znaczy na razie wiem. Muszę wszystko pozałatwiać. Wszystko, co wiąże się z pogrzebem. Wyznaczyli na 24 listopada! To szczyt chamstwa. Pogrzeby świeckie muszą czekać, gdy kościelne można mieć nawet jutro. Ten zakład pogrzebowy poleciła mi Małgosia, i miała rację, że wyjątkowo mili ludzie. Wyobraź sobie, że znałam właściciela. Pamiętasz to nagranie „Rozmów o śmierci"? Oboje braliśmy w nim udział. Taki dziwny zbieg okoliczności. Potem Marta zaprosiła mnie na obiad. Kocham Was oboje. Tyle że z Tobą nie zjem już obiadu. W tym smutnym, złym czasie ratują mnie Olga Tokarczuk i jej Księgi Jakubowe. Zapomniałam Ci powiedzieć, że dzwoniła jakaś pani, która przywiozła kota z Afganistanu. Chciała, bym na cito pomogła w adopcji, bo za kilka dni jedzie z powrotem. Mało czasu, a do tego kot czarny. Wiesz, co jej zaproponowałam. Ty też byś tak zrobił. Mają przyjechać za cztery dni, aż z Dziwnowa.