Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>
Choć tyle mówi się o ciałopozytywności czy samoakceptacji, to ja wciąż czuję, że każdą swoją fałdkę tłuszczu i każdy rozstęp muszę umiejętnie zakrywać. Robię wszystko, aby zakryć cellulit na nogach i nie dopuszczam myśli, że ktoś na niego zerka. Najgorzej jest oczywiście w wakacje, kiedy znajomi co raz proponują wyjazd nad wodę czy imprezę nad basenem. Staję wtedy przed wyborem - iść czy nie iść. Jestem towarzyska, ale moje kompleksy związane z ciałem są dla mnie nie do przeskoczenia. Mam wrażenie, że w mojej głowie wciąż trwa walka z wewnętrznym głosem, który podpowiada, że jestem gruba i wyglądam gorzej niż inni.
Nigdy nie czułam się komfortowo ze swoim ciałem. Miałam wielu podejść do diety i aktywności fizycznych, ale zawsze odpuszczałam. Wygrywało niezdrowe jedzenie i leżenie przed telewizorem. Kilogramy się odkładały. Za czasem doszedł cellulit i rozstępy. Kiedy przychodzi lato i muszę odsłonić co nieco, to w mojej głowie toczy się prawdziwa walka ze sobą. Zakładam strój kąpielowy i czuję się jak wieloryb. Mam rozmiar XL i się tego wstydzę. Nie mogę patrzeć w lustro, bo robi mi się nie dobrze.
Moje życie to wegetacja. Kiedy patrzę na te piękne kobiety z idealnymi ciałami, to chce się zapaść pod ziemię. Dużo bym dała, żeby tak wyglądać, ale jest jeszcze coś mnie powstrzymuje. Mam insulinooporność. W moim przypadku objawia się to nadmierną potliwością i tendencją do szybkiego tycia, a także przyrostu masy w okolicach talii. To wiążę się niestety z pewną trudnością w redukcji.
Mimo że najbliżsi nie wywierają na mnie presji i wspierają mnie w walce o samoakceptacje, to ja nie czuję się dobrze, z tym że wciąż jestem gorsza. Nie umiem sobie z tym poradzić. Moja przyjaciółka waży prawie trzydzieści kilo mniej. Jestem przy niej wielorybem. Jak zaakceptować siebie? Czy kiedykolwiek będę się sobie podobać?
***
Wasze historie są dla nas ważne. Czekamy na listy i komentarze. Piszcie do nas na adres: kobieta@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy.