Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>
Jestem świeżo po maturze i już niedługo rozpoczynam przeprowadzkę do Warszawy. Dostałam się na studia prawnicze na jednej z prywatnych uczelni. Zacznę tam prawdziwą studencką przygodę, której już nie mogę się doczekać. Niestety, nauka sporo kosztuje. Do tego dochodzą koszty wynajmu mieszkania i wyżywienia. To nie jest jednak moje największe zmartwienie. Cały czas myślę o tym, co powiedzieć znajomym, którzy zacierają rączki na wspólny wyjazd za granicę pod koniec sierpnia. Jest mi cholernie głupio mówić, że zwyczajnie nie mam pieniędzy i mam teraz inne priorytety.
Zdaję sobie sprawę, że pewnie gdybym poprosiła rodziców o pieniądze na wycieczkę, to daliby mi je, ale tego nie zrobię. Dla mnie to po prostu nieetyczne. Nie wiem, jak żyłabym ze świadomością, że nie dość, że zapewniają mi edukacje i wszystko, co jest potrzebne do życia, to jeszcze proszę ich o pieniądze na swoje przyjemności. Nie stać mnie na wakacje all-inclusive ze znajomymi. Wstyd mi przed nimi, bo każdy myśli, że skoro stać mnie na takie studia, to i na wycieczkę do Turcji też znajdę pieniądze. Nie pracowałam po maturze, bo opiekowałam się chorą babcią.
Jest mi smutno, bo wiem, że na ten wyjazd jedzie cała ekipa. Jak ktoś nie pojedzie i się wyłamie, to pewnie zostanie obgadany. Długo planowaliśmy te wczasy, dlatego jest z tym tak dużo zamieszania. Wszyscy mówią, że będziemy tam ładować baterie na nowy rok akademicki. Ja jednak nie czuję, że powinnam tam jechać. Czuję przymus i wiele obaw.
Boję się odmówić, bo zaraz zaczną snuć teorie, że kłamię. A co, jeśli nie pojadę i powiedzą, że jestem nudna? Siedzę przed laptopem i pisząc te kilka słów, zastanawiam się, co powinnam zrobić. Poradźcie proszę, jak mogę wybrnąć z tej sytuacji. Może to i błahe, ale komplikuje mi to życie.
***
Wasze historie są dla nas ważne. Czekamy na listy i komentarze. Piszcie do nas na adres: kobieta@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy.