41-latka zniknęła z własnego domu. Jej brat po 28 latach odkrył prawdę. "Wiedziałem, że to ona"

Kiedy Birgit Meier nagle zniknęła w sierpniu 1989 roku, jej rodzina rozpoczęła desperackie poszukiwania, które zakończyły się dopiero 30 lat później. Co się stało z 41-latką?

41-letnia Brigit Meier, matka i utalentowana fotografka, zniknęła w tajemniczy sposób ze swojego domu w Lüneburgu w Niemczech. Początkowo śledczy przypuszczali, że mogła uciec lub odebrać sobie życie, powołując się na stres związany ze zbliżającym się rozwodem. Jednak jej rodzina wierzyła, że nigdy nie byłaby w stanie opuścić córki Yasmine, i od początku podejrzewała, że doszło do przestępstwa.

Zobacz wideo Najgłośniejsze zaginięcia w Polsce. Nie wszystkie zostały wyjaśnione, nie wszystkich sprawców ukarano

Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl

Nagłe zniknięcie 41-letniej Birgit Meier. Policja podejrzewała ucieczkę lub samobójstwo

Birgit Meier była żoną odnoszącego sukcesy przedsiębiorcy o imieniu Harald, ale między nimi nie układało i się byli w trakcie rozwodu. Kobieta ciężko znosiła koniec małżeństwa. Jednak ich separacja wydawała się przebiegać bez żadnych ekscesów i kłótni. Birgit i Harald spotkali się w noc jej zniknięcia ok. godziny 18, aby omówić warunki ich separacji oraz potwierdzić kwotę 500 000 marek niemieckich, którą para uzgodniła jako ofertę ugody, która miała zostać wypłacona kobiecie. Spotkanie nie przebiegło jednak w najmilszej atmosferze i po 20 minutach zakończyło się ostrą wymianą zdań. Według zeznań Haralda Meiera dla policji, od tego momentu mężczyzna nie widział żony. O 22 Meier rozmawiała jeszcze o przebiegu spotkania ze swoją córką Yasmine. Kiedy jednak następnego dnia zaniepokojona brakiem kontaktu ze strony matki, odwiedziła jej dom, nie zastała jej w nim. Nigdzie nie było śladu Birgit, ani torebki, którą zazwyczaj miała ze sobą. Yasmine w panice zadzwoniła do ojca i wujka, a ten z kolei skontaktował się z policją.

 

Po rozpoczęciu śledztwa w sprawie zniknięcia Birgit Meier przeszukano jej dom, co ujawniło takie ślady jak: otwarte drzwi na patio, odcisk buta w kwietniku na zewnątrz, dwa kieliszki do wina na stole i niedopałki papierosów dwóch różnych marek w popielniczce. Pod jej łóżkiem znajdowała się również chusteczka, której jednak nigdy nie odnaleziono ani nie wysłano do badań. Bez wątpienia Birgit miała więc dzień wcześniej gościa, który przybył już po wizycie jej byłego męża oraz po rozmowie telefonicznej, którą odbyła z córką. Mimo to niektórzy urzędnicy nadal uważali, że mogła uciec z własnej woli lub wyrządzić sobie krzywdę z powodu okoliczności, w jakich się znalazła. Kiedy wyeliminowano pierwszą możliwość, do głosu doszedł aspekt kryminalny.

Harald Meier od początku był podejrzanym numer jeden. Nowy trop podsunęła koleżanka z pracy

Haralda Meiera szybko zidentyfikowano jako podejrzanego, ponieważ to on mógł stracić setki tysięcy marek niemieckich, jeśli Birgit przeżyje i doprowadzi do rozpoczętego przez niego rozwodu. Co więcej, istotny był także fakt, że wcześniej twierdziła, że posiada dokumenty, które mogą sprawić, że on, odnoszący sukcesy przedsiębiorca, może trafić do więzienia. Detektywi, przesłuchiwali Haralda godzinami, ale jego historia, w której utrzymywał, że żona nigdy nie była dla niego ciężarem i że nie miał wpływu na jej zniknięcie, nigdy się nie zmieniła. Wtedy właśnie jedna z koleżanek Birgit zgłosiła się i ujawniła, że w dniu zaginięcia 41-latka wspomniała o mężczyźnie, do którego rzekomo zbliżyła się po spotkaniu z nim na przyjęciu urodzinowym sąsiada kilka tygodni wcześniej. Okazało się, że to lokalny ogrodnik, na dodatek żonaty, dlatego prosiła o zachowanie dyskrecji. Gdy policja zaczęła przesłuchiwać mężczyznę, on zaprzeczył jakiemukolwiek bliskiemu powiązaniu z Birgit, ale jego zachowanie sugerowało, że coś ukrywa. Kurt-Werner Wichmann nie tylko nie miał solidnego alibi, ale także odmówił zdjęcia rękawiczek, twierdząc, że wystąpiła u niego grzybicza reakcja skórna, która nigdy nie została potwierdzona. Nie pomogła też jego przeszłość kryminalna. Spędził kilka lat w więzieniu za gwałt, był też podejrzany o próbę uduszenia sąsiadki.

Przez wiele lat nie było żadnego przełomu w śledztwie. Przeszukiwanie domu Kurta-Wernera Wichmanna

Minęły prawie cztery lata, zanim władzom udało się uzyskać nakaz przeszukania domu Kurta. Przełom nastąpił dzięki powołaniu nowego prokuratora w Lünebergu, który podjął decyzję o kontynuowaniu śledztwa. 24 lutego 1993 roku, funkcjonariusze policji zapukali do drzwi Wichmanna, a następnie zadzwonili do niego do pracy, gdyż zastali jedynie jego żonę. Zamiast jednak przyjść zgodnie z prośbą do domu, postanowił uciec. Późniejsza eksploracja jego domu, dostarczyła poważnych dowodów pochodzących z jednego z pokoi, do którego tylko on miał dostęp. Obejmowało to kamizelkę strzelecką, karabin małego kalibru, niezliczoną ilość innej broni, sprzęt do niewoli, zastrzyki znieczulające, tajny schowek prowadzący do piwnicy za pomocą liny i zakrwawione kajdanki. W tym momencie Kurt miał zarejestrowanych na swoje nazwisko sześć samochodów, a jeden z nich został znaleziony zakopany na jego posesji otoczonej ogrodem skalnym. Najbardziej szokujące było jednak to, że na tylnym siedzeniu pojazdu znajdowały się plamy krwi, a psy tropiące zwłoki sugerowały, że w bagażniku w pewnym momencie znajdowało, się ciało. Rzeczy znajdujące się w innym z jego samochodów również świadczyły o tym, że często podróżował na duże odległości i spał w samochodzie. W tym czasie Wichmann wciąż był poszukiwany przez policję po tym, jak zbiegł. Po prawie dwóch miesiącach, a dokładniej 15 kwietnia 1993 roku udało się go namierzyć, ale tylko dlatego, że spowodował, kolizję drogową. Podczas aresztowania w jego samochodzie zostały znalezione części do karabinu maszynowego, amunicja i mnóstwo gotówki. Mężczyzna nie doczekał jednak procesu, gdyż dziesięć dni później popełnił samobójstwo w swojej celi, nie pozostawiając żadnej odpowiedzi. Sprawa więc utknęła w martwym punkcie i została zamknięta.

Brat Birgit Meier, Wolfgang Sielaff wziął sprawy w swoje ręce. Doprowadził sprawę do finału

Determinacja brata Birgit w znalezieniu odpowiedzi ostatecznie doprowadziła sprawę do końca. Jako że był on cenionym w branży byłym policjantem, postanowił zebrać wszelkich specjalistów (psychologów, prawników, kryminalnych) i stworzyć z nimi zespół. Podjęli się oni ponownego przeszukania pokoju Wichmanna, który po jego śmierci pozostał nienaruszony. Natrafili wtedy na wcześniej niezabezpieczone przez policję kasety, zawierające fragmenty wydań telewizyjnych wiadomości dotyczących sprawy zaginięcia Birgit, ale i czterech innych morderstw, do których również doszło w 1989 roku. Co ciekawe, tak jak w przypadku sprawy Birgit, policji nie udało się ustalić, kto za nimi stoi. Prawie trzydzieści lat później dowody DNA potwierdziły, że krew na kajdankach Kurta należała do Birgit. Co więcej, we wrześniu 2017 roku spod betonowej podłogi ówczesnego garażu Kurta odkryto szczątki jej szkieletu. Gdy mąż przyjechał na miejsce, nie miał wątpliwości, że należą one właśnie do niej. Jak cytuje plotek.pl w dokumencie "Zaginięcie Birgit Meier" mówił:

Zobaczyłem wśród kości kolczyki. Pamiętałem je bardzo dobrze, bo były prezentem ode mnie. Wiedziałem, że to ona. To było dla mnie całkowicie jasne.

Po gruntownym przeszukaniu terenów posiadłości Wichmanna znaleziono około 400 osobistych rzeczy, które mogły należeć do ofiar. Do dziś nie wiadomo, czy Kurt zabił Birgit natychmiast lub torturował ją przez kilka dni, lub tygodni po jej zniknięciu i prawdopodobnym porwaniu. W 2021 roku Netflix udostępnił dokument poświęcony sprawie "Zaginięcie Birgit Meier", w którym wyjaśniono również, że urzędnicy uważają, że miał on wspólnika, ale osoba ta nie została jeszcze formalnie zidentyfikowana.

Więcej o: