Chciałam z mężem przyoszczędzić. Kupiliśmy najtańszy z pryszniców. Fugi zarosły grzybem

- Gdy monter zobaczył nasz zakup, złapał się za głowę. Powiedział, że nie będzie tego montował, bo to "za tani model". W końcu, po pertraktacjach z mężem, zgodził się to zrobić na naszą odpowiedzialność. Wtedy sądziliśmy, że przesadza, jednak już po roku użytkowania zrozumieliśmy, czemu pan Krzysztof się na nas obraził - pisze Arletta w liście nadesłanym do naszej redakcji.

Więcej listów do redakcji znajdziesz na Gazeta.pl

Remonty to temat, który wzbudza wiele emocji. Zmiany w domu często kosztują nas nie tylko dużo pieniędzy, lecz także nerwów. I o ile nadwyrężania nerwów zwykle lepiej sobie oszczędzać, o tyle na niektórych elementach wyposażenia wnętrz lepiej tego nie robić. Przekonała się o tym jedna z naszych czytelniczek, która podzieliła się swoją remontową historią i załączyła zdjęcia.

Zobacz wideo Co robią Polacy, kiedy zarabiają za mało?

Kupili najtańszy prysznic i szybko pożałowali. "Fugi zarosły grzybem"

Droga redakcjo, piszę, bo chciałabym przestrzec innych czytelników przed moim remontowym błędem. Chciałam z mężem przyoszczędzić. Zepsuł nam się prysznic w łazience, której generalny remont zaplanowaliśmy za kolejne dwa lata. Stwierdziliśmy, że nie będziemy więc kupować żadnej ekstra kabiny prysznicowej, tylko wymienimy brodzik po kosztach. Kupiliśmy w markecie budowlanym najtańszy z pryszniców. Poza ceną nie odstawał w niczym od droższych modeli. Okazało się jednak, że tylko na pierwszy rzut oka.

Gdy monter zobaczył nasz zakup, złapał się za głowę. Powiedział, że nie będzie tego montował, bo to "za tani model". W końcu, po pertraktacjach z mężem (byłam wtedy w ciąży i ostatnie, na co miałam ochotę, to dyskusje z budowlańcem z klauzulą sumienia), zgodził się to zrobić na naszą odpowiedzialność. Wtedy sądziliśmy, że przesadza, jednak już po roku użytkowania prysznica zrozumieliśmy, czemu pan Krzysztof się na nas obraził.

Wszystkie śrubki do montażu zrobiono tak krótkie, że co chwila odpadają z kabiny jakieś części. Nie raz kąpałam się i znajdowałam bliżej nieokreślony element pod stopami. Nie mogłam w żaden sposób dopasować go kabiny, więc lądował w koszu. Uchwytu od jednego skrzydła nie mamy już w ogóle (całkiem się rozpadł). Koła do prowadnic wymienialiśmy dwa razy, a i tak drzwi można przesuwać tylko w jeden określony sposób. Jak się domyślacie, nie jest on intuicyjny. Jeśli drzwi złapie się za uchwyt (lub za miejsce, gdzie powinien być), wypadają z prowadnic. Fugi zarosły grzybem. Odpływ jest tak mały i wąski, że brodzik mamy praktycznie non stop zapchany. Kiepskiej jakości okazały się też części syfonu. Zaczęły podciekać, a wilgoć wyszła nam na ścianę klatki schodowej.

Chcieliśmy przyoszczędzić i doczekać do remontu łazienki, a teraz nie dość, że mamy łazienkę do wymiany, to jeszcze czeka nasz osuszanie, tynkowanie i malowanie ściany w przedpokoju. Nie polecam. Dziś wiem, że na częściach związanych z hydrauliką nie warto oszczędzać.

Arletta

***

Wasze historie są dla nas ważne. Czekamy na listy i komentarze. Piszcie do nas na adres: kobieta@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy.

Więcej o: