Wiele osób wskakuje do wanny lub pod prysznic codziennie, niektórzy nawet więcej niż raz. Po całym dniu w pracy, w środkach komunikacji miejskiej, na zakupach marzymy tylko o tym, by zmyć z siebie wszelkie zanieczyszczenia i zarazki. Koło wanny czy brodzika mamy masę osobnych specyfików do każdej części ciała, do tego gąbki, myjki, rękawice i inne akcesoria. Myjemy się dokładnie, nie zapominając o tym, by każdy centymetr skóry był choćby raz dotknięty pianą. Tak to powinno wyglądać, prawda?
Otóż okazuje się, że niezupełnie. Jak mówi kanadyjska dermatolożka Sandy Skotnicki, cytowana przez Health Digest, wystarczy, że podczas codziennej kąpieli skupimy się na zaledwie trzech częściach ciała. Pachy, okolice intymne i stopy to najbardziej newralgiczne miejsca, które wymagają największej uwagi pod kątem higieny. Dlaczego akurat te? Powód jest prosty. Są one najbardziej podatne na rozwój szkodliwych bakterii i grzybów. Kumuluje się tam pot i inne wydzieliny, jest tam więc stale wilgotno i ciepło, co tworzy wprost idealne warunki do rozwoju mikroorganizmów.
Jeśli zaś chodzi o pozostałe części ciała, wystarczy, że spłuczemy je wodą i resztkami mydła, którymi myliśmy wspominane okolice. Wszystko to dotyczy oczywiście standardowego codziennego zabrudzenia. Jeżeli przebiegliśmy właśnie maraton albo po prostu pracujemy fizycznie w brudnych warunkach, wtedy samo obmycie wodą raczej nie wystarczy.
Może nie posuwalibyśmy się do aż tak ekstremalnych wniosków. Jednak jak mówi dermatolożka, ludzie mają tendencję do zbyt intensywnego mycia się. Używamy dużo mydeł, w tym większości o dość silnym działaniu, mocno perfumowanych. Szorujemy naskórek, czasem aż zrobi się czerwony. Tym samym pozbawiamy skórę nie tylko zabrudzeń, lecz także naturalnej bariery lipidowej, która chroni ją między innymi przed wysuszeniem. Sucha skóra jest bardziej podatna na uszkodzenia, a tym samym na stany zapalne oraz masę problemów dermatologicznych.