Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>
Zawsze myślałam, że zakupoholizm to choroba. Kiedy to schorzenie mnie dopadło, to pomyślałam, że nic w tym złego. Przecież nie zamawiałam ubrań nadmiernie, kompulsywnie czy nieprzemyślenie. Ja po prostu składałam zamówienia, bo nie mogłam iść stacjonarnie do sklepu i ubrania w sieci były zdecydowanie tańsze. W końcu przyszedł moment, w którym pomyślałam, że chyba trochę przesadzam, szczególnie że cały pokój i bagażnik był w paczkach.
Poczułam, że jest coś ze mną nie tak, kiedy zamówiłam 33 sukienki na wesele swojej przyjaciółki. Chciałam czuć się jak gwiazda, jednak po tym co zrobiłam, mąż chciał mnie wygnać z domu. Dosłownie tak właśnie było, bo pewnego wieczoru nie mógł położyć się do łóżka, bo na pościeli leżała sterta ciuchów do zwrotu. To wtedy pomyślałam, że może i przesadzam, jednak dalej szłam w zaparte, że nikomu nie robię krzywdy. Mąż starał się mnie przekonać, że to, co robię to zwykła głupota. Tłumaczyłam mu, że nie mam czasu, aby zamawiać jedną sukienkę i martwić się, czy na pewno będzie na mnie dobra. Wiedziałam, że jeśli opłacę kilka kiecek, to któraś z nich na pewno będzie wpadnie mi w oko, a resztę odeślę. Myślałam, że każda kobieta tak robi.
Mąż przekonywał mnie, że nie szanuje pracy innych ludzi, a szczególnie kurierów i osób, które pakują te paczki i później wykonują zwroty. Zapewniał mnie, że jest gotowy, aby jeździć ze mną do sklepów i szukać sukienki. Pomyślałam, że chyba ma racje, bo faktycznie zachowuje się jak dzieciak. Każdy zrozumie jeśli zamówię 5 czy 8 sukienek, jednak 33 paczki przychodzące do domu jednego dnia to gruba przesada. Czy uważacie, że przesadzam? Jak wy kobiety radzicie sobie z zakupoholizmem?
Olga.
***
Wasze historie są dla nas ważne. Czekamy na listy i komentarze. Piszcie do nas na adres: kobieta@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy.