Więcej wiadomości przeczytasz na Gazeta.pl.
Do skandalu doszło głównie za sprawą konta "Illegal Disney", które pokazywało na TikToku dwuznaczne filmiki z udziałem pracowników parku Disneya. Bohaterzy dziecięcych kreskówek tańczyli na nich w perwersyjny sposób i zdarzało się, że brakowało im elementów garderoby. Na jednym z filmików inscenizowano zbliżenie pomiędzy Piotrusiem Panem a kapitanem Hakiem, na innym myszka Miki dawała klapsy Minnie.
Chociaż nagrania miały być "tylko żartem", kierownictwo kalifornijskiego Disneylandu uznało je za godzące w wizerunek firmy. Podkreślono, że "ochrona integralności" bohaterów bajek jest "absolutnie najważniejsza. Jak podkreślono, nagrania mają niewłaściwy charakter i odwołania do seksualności psują magiczny świat bajek Disneya. Zatrudniono nawet śledczych, którzy mają wykryć autorów skandalu. Chociaż po ich interwencji konto "Illegal Disney" zniknęło z TikToka, cztery dni temu pojawiło się na nowo. Filmiki błyskawicznie rozprzestrzeniły się w sieci.
Nie ma wątpliwości, że w skandal zamieszany jest ktoś, kto pracuje lub pracował w parku rozrywki. Tym bardziej szokujące jest to dla każdego, kto wie, jaka jest polityka zatrudnienia w firmie. Disneyland w Kalifornii zatrudnia 34 tys. aktorów. Wymaga się od nich zachowywania dokładnie tak, jak postacie z bajek i chronienia ich wizerunku. Swoją osobowość mają zostawić przed wejściem do parku. Członkowie obsady przechodzą szereg szkoleń, które mają pomóc im w upodobnieniu się do postaci. Naruszenie zasad i niestosowanie się do zasad obowiązujących w parku, może grozić im natychmiastowym zwolnieniem.