Są małżeństwem od 22 lat. "Pary nie powinny publicznie trzymać się za ręce"

Niezwykłą historię relacji pisarki Clare O'Reilly i jej męża Jona opisał portal The Sun. Po 22 latach związku para uważa, że przechodzi najlepszy czas w swoim życiu. Podzielili się sekretem swojego wieloletniego małżeństwa.

Więcej wiadomości przeczytasz na Gazeta.pl.

Clare i Jon poznali się 22 lata temu, a 16 lat temu zostali małżeństwem. Wspólnie wychowali troje dzieci, które teraz mają 19,15 i 12 lat. Twierdzą, że to najlepszy czas w ich życiu. "Żadne z nas nie rozumie partnerów, którzy spędzają razem każdy wieczór. Nie umawiamy się na randki, więc czemu mamy zachowywać się, jakbyśmy to robili?" - podkreślała w The Sun Clare.

Zobacz wideo Klaudia Halejcio o młodych ludziach. "Łatwo zmieniają partnerów"

"Pracujemy nad naszym małżeństwem"

Clare przyznaje, że jej małżeństwo jest pełne wzlotów i upadków. Tym, co różni ją i jej męża od wielu innych par, jest fakt, że nieustannie pracują nad swoją relacją. "Kiedy rozmawiam ze znajomymi o kłótniach z powodu tak przyziemnych spraw, jak wspólne prace domowe, opieka nad dziećmi, pieniądze, widzę, że wszystko kręci się wokół poczucia winy i zranionych uczuć..." - zauważyła. Podkreśliła też, że ludzie nie potrafią wybaczać sobie wzajemnie słów, które padły w przypływie emocji. I to jest błąd.

W ich związku także zdarzało się trzaskanie drzwiami i mówienie, że ich małżeństwo było błędem. Później jednak następowały całonocne rozmowy o tym, czego oczekują od siebie nawzajem i od swojej relacji. "Przebaczenie i nietrzymanie urazy trzyma nas razem od dwóch dekad" - dodała. 

"Bieganie jest lekarstwem"

Kobieta zauważyła też, że czasem zły humor i kłótnie przychodzą znikąd. Obwinia za to hormony. "Kiedy siedem lat temu zrobiłam poważną awanturę o nic, wiedziałam, że muszę znaleźć sposób na kontrolowanie swoich hormonów" - stwierdziła. Bieganie stało się według niej terapią, jakiej potrzebowało ich małżeństwo. "Nie tylko pozwala mi zachować rozmiar, jaki miałam, kiedy się poznaliśmy, ale także zużywa całą energię, którą kierowałam na obrażanie się, nadmierne myślenie lub wszczynanie kłótni" - dodała.

Ponadto pisarka zastanawia się, dlaczego tak wiele par upiera się, aby trzymać się za ręce i całować w miejscach publicznych. Twierdzi, że to próba udowadniania innym swojego szczęścia. "Gdybyśmy my tak robili, dzieci byłyby przerażone" - żartowała. Według niej uczucia należy okazywać sobie w domu, nie w przestrzeni publicznej.

Więcej o: