Gdy była w ciąży, lekarze twierdzili, że wszystko jest dobrze. Po porodzie świat jej się zawalił

Niezwykle poruszającą historię 36-letniej Keely Langshaw z Canberry opisał dziennik "Daily Mail". Będąc w siódmym miesiącu ciąży, 36-latka wykryła w jednej ze swoich piersi mały guzek, mniej więcej wielkości groszku. Lekarze wówczas sugerowali jej, aby zaczekała z badaniami do porodu. Po urodzeniu dziecka świat kobiety całkowicie się zawalił.
Zobacz wideo

Badania wykazały, że nowotwór zdążył rozprzestrzenić się po innych organach w całym organizmie. Keely - która obecnie jest żoną i mamą dwóch małych dziewczynek, Polly i Tottie - usłyszała od lekarzy, że został jej najwyżej rok życia - podaje "Daily Mail". - Pewnej nocy po prostu siedziałam w łóżku i poczułam małą rzecz pod pachą. To był jakiś guzek wielkości groszku  - opowiadała portalowi Australijka.

Guz rósł bardzo szybko, aż osiągnął wielkość piłeczki golfowej

- mówiła Keely.

"Długo nie mogłam się uspokoić"

Australijka jest nosicielką genu BRCA1, który zwiększa ryzyko zachorowania n raka piersi. W związku z tym kobieta regularnie poddaje się odpowiednim badaniom. Praktycznie nie można ich jednak wykonać w zaawansowanej ciąży, ponieważ badanie wymaga od kobiety położenia się na brzuchu.

Biopsje pobrane po przyjściu na świat Tottie (młodszej córki Keely i Josha, dziś 10-miesięcznej) wykazały, że Langshaw ma "potrójnie ujemnego raka piersi (TNBC)". W rozmowie z "Daily Mail" wspominała, że tamta wizyta u onkologa była "najgorszą rozmową w swoim życiu". Z kolejnych badań wynikało, że ma przerzuty do niemalże całego organizmu.

Dosłownie krzyczałam na wieść o tym, wyrzucałam z siebie ten dźwięk. Nawet nie wiem, skąd się wziął. Musiałam się położyć i dość długo nie mogłam się uspokoić. Josh też wpadł w histerię

- przywoływała w pamięci.

Historia miała szczęśliwy finał

Australijka zdecydowała się na kilkanaście rund chemioterapii. Na pierwszą sesję przyszła z niemowlęciem na ręku i małą córką Polly. Mijały miesiące, a rodzina wciąż żyła w niepewności. Keely zaczęła robić notatki dla męża - chcąc pomóc mu przygotować się na moment jej śmierci.

Okazało się, że dzięki chemioterapii nowotwór piersi udało się pokonać. W dodatku zmiany, które miały być przerzutami raka do całego organizmu, okazały się łagodne i wynikały z rzadkiej choroby immunologicznej - sarkoidozy. Na zdjęciach USG daje ona obraz podobny do nowotworu. Sarkoidoza polega na tym, że w obrębie różnych organów wewnętrznych tworzą się niewielkie guzki zapalne.

Następne wyniki badań przysporzyły całej rodzinie nieopisaną ulgę i radość. Jednak 36-latka postanowiła na wszelkie sposoby zabezpieczyć się przed nawrotem i poddała się zabiegowi mastektomii. Jednocześnie przystąpiła też do leczenie sarkoidozy, które będzie  długotrwałym procesem.

Źródło: DailyMail.co.uk

Więcej o: