Deklarował jej, że małżeństwo było błędem, że jest "ciemiężony". A kochanka czeka, zwleka. Wierzy w te zapewnienia

O romansie w miejscu zatrudnienia mówi się dużo i często, ponieważ samo życie nierzadko pisze właśnie taki scenariusz. Ale jakie konsekwencje psychiczne mogą się z tym wiązać? Według eksperta, fundujemy sobie w ten sposób życie w ułudzie. - Romans w miejscu pracy jest kłamstwem. A życie w kłamstwie jest beznadziejne. Więc nasze umysły na dłuższą metę nie są w stanie nie ponosić kosztów tej iluzji. I w którymś momencie pojawiają się po prostu reakcje ze strony zarówno ciała, jak i umysłu - mówi w rozmowie z Kobieta.gazeta.pl dr Tomasz Żółtak.
Zobacz wideo Zobacz wideo: Karolina Pisarek nie bywa zazdrosna. "Jeśli jest druga kobieta, ja się odsuwam"

Romans w pracy. Temat, który przewija się w życiu, w filmie i w literaturze. Nieraz relacjom romantycznym nawiązywanym w miejscu zatrudnienia towarzyszy niestety fakt, że obie strony pozostają w stałych związkach, małżeństwach. Jakie są plusy i minusy tej sytuacji? Czy w ogóle możemy tu mówić o jakichkolwiek plusach?

To zabrzmi pewnie jak truizm, ale dla każdego te plusy i minusy są indywidualne. Ponieważ romans w pracy ma dla kochanków najczęściej w sobie coś z bajki, więc kiedy myślę o benefitach takiej relacji, to wartością jest właśnie…nieprzeżywanie pewnych rzeczy, które dzieją się w naszej pozazawodowej rzeczywistości.

Chyba raczej przeżywanie…?

Właśnie nie. Przez chwilę zapominamy o tym, że jedna ze stron romansu zaangażowana jest w stałą relację. W większości sytuacji romans wiąże się z sekretem. Kochankowie mają tajemnice nie tylko przed swoimi stałymi partnerami, ale też samym przed sobą.

Ale na pewno należałoby wyjść od tego, że romanse przecież nie biorą się z powietrza…

One zazwyczaj wynikają z braku, z tego, że w tej pierwszej relacji dzieje się coś niesatysfakcjonującego. A to z kolei powoduje, że gdy na horyzoncie pojawia się inny partner/partnerka - zdaje nam się, że z drugą osobą będziemy w stanie zrealizować swoje potrzeby. A nie z tą, z którą jesteśmy w obecnej relacji.

Wracając do benefitów: wartością dodaną romansu może być np. to, iż na chwilę zapominamy, że gdzieś dzieje się przyziemna rzeczywistość,  jest partner/partnerka, mąż, żona, dzieci wraz ze swoimi sprawami, problemami, lękami. Flirt pozwala nam oderwać się choć na chwile od obciążeń życia codziennego, co może stać się największym luksusem. Sam romans jako taki, to chwilowa utrata kontaktu z rzeczywistością.

A teraz przejdźmy do minusów. Kiedy wchodzimy w romans, szczególnie w miejscu zatrudnienia, to tak, jakbyśmy chwilowo wypowiedzieli posłuszeństwo rzeczywistości. Jakbyśmy udawali, że jej nie ma. Stwarzamy iluzoryczny świat, w którym wydaje się, że doskonale znamy reguły gry. I przez chwilę obie strony wierzą, że ta rzeczywistość istnieje. Kochankowie zapominają o tym, że gdzieś z tyłu jest realność, która nas fizycznie dotyczy. Patrząc na to z dystansu, romans nie jest realny - jest tylko formą iluzji interpersonalnej.

Kiedy myślę o tym, że pomiędzy dwojgiem ludzi w pracy mogłaby wytworzyć się tego rodzaju więź, mam raczej same negatywne skojarzenia - choć mogę się oczywiście mylić. Jawi mi się to jako raczej  niesprzyjające miejsce do nawiązywania relacji, przynajmniej tych poważnych. Plus duże pole do nadużyć, szczególnie jeśli dana osoba jest przełożonym drugiej. Konieczność ukrywania się itp.

W miejscu pracy szczególnie łatwo jest nawiązać romans. Głównie przez to, że w firmie spędzamy większą część aktywnego dnia. A jednak w pracy trzymamy pewną fasadę. Co znaczy, że nie odkrywamy wszystkich kart. Staramy się dopasować do realiów, które praca nam narzuca. Zależy nam w pierwszej kolejności, żeby się zaprezentować się od jak najlepszej strony. Nie pokazujemy natomiast tej ciemnej strony, która na co dzień towarzyszy każdemu z nas.

Krótko mówiąc, jesteśmy nieszczerzy.

I to również może być magnetyczne dla tej drugiej osoby, którą chcemy do siebie przyciągnąć. Prezentując się od drugiej strony, wyłącznie barwnej, stajemy się łatwym kąskiem dla kogoś, kto zaczyna o nas myśleć w iluzoryczny sposób. Zapominamy, że nasze wyobrażenia na temat innych ludzi są jedynie produktami naszego myślenia, starannie kultywowaną, przyjemną ułudą. Tym samym, podejmowanie związków w miejscu pracy jest przez to łatwe i często ma miejsce.

Chciałabym wrócić do tematu zależności. Szczególnie w korporacjach jest ściśle ustalona hierarchia i oczywistym jest fakt, że mamy do czynienia z pewnego rodzaju podległością przełożony-pracownik. Co się dzieje, gdy romans rozwija się właśnie na tej płaszczyźnie? Choć wydaje się to oczywiste, ta jednak problematyczna sytuacja może mocno odbić się na psychice. Szczególnie tej osoby na stanowisku podlegającym. Zakładam, że zazwyczaj jest ona w znacznie gorszej sytuacji.

Jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że w hierarchii korporacyjnej spotkają się w ramach romansu te osoby, które będą wzajemnie podległe w wymiarze zawodowym. I to rzeczywiście generuje dodatkowe dylematy. Czyli np.: oszustwo, życie w kłamstwie, uciekanie od rzeczywistości, itd. Wchodząc w romans w miejscu pracy z osobą, której np. raportujemy lub która nam raportuje, dochodzi jeszcze jeden kłopot związany z mieszaniem się obszarów zawodowych. 

Oznacza to, że pary - na początku zawiązywania relacji - mogą deklarować, że to absolutnie nie wpłynie na ich profesjonalną współpracę. I że "na pewno" będą zachowywać się adekwatnie do oczekiwań w miejscu pracy. A tak się nie da. A to dlatego, że każdy związek - romans również - rządzi się własnymi prawami. To znaczy, że występują te same fazy, jakie występują w standardowo nawiązywanych relacjach. Najpierw jest faza euforii, zakochania, a później konfrontacja z rzeczywistością. I w momencie, w którym osoby flirtujące w pracy zaczynają mierzyć się z prozą życia - deklaracje, zapewniające, że są profesjonalni, przestają mieć znaczenie.

Zazwyczaj właśnie wtedy dochodzi do różnych komplikacji. Bo nagle okazuje się, że np. żądamy wzajemnie od siebie lojalności zawodowej z tego powodu (bo przecież łączy nas relacja romantyczna). Czyli np. jeżeli w miejscu pracy prezentujemy jakieś odmienne interesy, to jest ciche oczekiwanie, że nasz kochanek/kochanka również będzie lojalny wobec nas i w pewnym sensie wesprze nasze interesy.

I te podwójne lojalności zaczynają mieszać się z tym, co dzieje się w tej relacji. Okazuje się nagle, że bardzo trudno jest rozgraniczyć kwestie interpersonalne od zawodowych. Nie jest to łatwe i wtedy sytuacja lubi się komplikować.

Zwłaszcza, że jeśli np. według jednej ze stron relacja nie pójdzie w tym kierunku, w którym ona by sobie życzyła. Wówczas może dochodzić do chęci zemsty itp. Zresztą nierzadko dzieje się tak, że wówczas osoba podlegająca, będąc jedną ze stron romansu, np. traci pracę. Właściwie to osoba podwładna częściej będzie znacznie bardziej poszkodowana, tak jak wspominaliśmy.

Zdarza się rzeczywiście, że w momencie, w którym relacja ma się ku końcowi i pojawiają się trudne emocje, takie jak: wściekłość, chęć zemsty, poczucie bycia oszukanym/oszukaną - wtedy często miesza się to w ten obszar zawodowy. Najłatwiej wówczas te niewygodne uczucia "zadośćuczynić" sobie właśnie poprzez relację zawodową. I to jest ta dyskomfortowa sytuacja, o której najczęściej nie myśli się na etapie nawiązywania relacji romantycznej. Bo wcześniej towarzyszy nam ten początkowy huraoptymizm: przecież teraz jest dobrze, ja tę osobę znam i wydaje mi się, że świetnie się dogadujemy. I że ta sytuacja będzie trwała wiecznie.

W jakim kierunku romans w pracy może się rozwinąć? Czy można stwierdzić, że są tutaj stabilne fundamenty do przerodzenia się owego romansu w trwałą relacją? Czy w ogóle okoliczności zawodowe sprzyjają rozwojowi romansów ku temu, by tworzyły się z nich pełnowymiarowe związki, a nie przelotne znajomości?

Zacznijmy od tego, romans w miejscu pracy nie jest stanem pożądanym, bo może generować nadużycia i dyskryminację, o których wspominaliśmy wcześniej. Ale to też nie zawsze oznacza, że taki związek jest skazany na zagładę. Zdarzają się przecież przypadki, że osoby, które poznały się na drodze romansu w pracy, tworzą w przyszłości udane relacje. Z moich obserwacji wynika jednak, że wymaga to siły charakteru po obu stronach. 

Dlaczego?

Romanse w pracy - tak jak gwałtownie się zaczynają i burzliwie przebiegają - tak samo gwałtownie i burzliwie się kończą. Gdyż ilość zmiennych, jaka wchodzi tutaj w grę, jest tak duża, że bardzo łatwo jest się w nich pogubić. I łatwo jest stracić to, co na początku wydaje nam się takie ciekawe i pożądane - czyli właśnie: pożądanie seksualne, iluzję, że druga strona doskonale nas rozumie i nasze potrzeby.

A więc mamy taką sytuację, że romans w pracy burzliwie się kończy. I na tym etapie, jakie wyzwania na tle psychicznym stoją dla obydwu stron? Lub może raczej dla tej, która jest bardziej poszkodowana? 

Romans w miejscu pracy jest kłamstwem. A życie w kłamstwie jest beznadziejne. Więc nasze umysły na dłuższą metę nie są w stanie nie ponosić kosztów tej iluzji. I w którymś momencie pojawiają się po prostu reakcje ze strony zarówno ciała, jak i umysłu. Będą to napięcia wewnętrzne, które z kolei skutkują bólami psychosomatycznymi, osłabieniem odporności, bezsennością. Ale też z silną podejrzliwością - czy inni wiedzą? Czy się domyślają? Czy to widać?

W efekcie może to prowadzić to do stanów około depresyjnych. I depresyjnych. Są to sytuacje obciążające zarówno ciało, jak i psychikę.

Czy widzi pan jakieś różnice w tym aspekcie na tle płci? Kobiety niestety nadal częściej zajmują w pracy stanowiska podlegające. O tym mówią statystyki. Czy można więc powiedzieć, że ten problem jednak częściej dotyczy kobiet?

Myślę, że to się zmienia. I choć rzeczywiście jest tak, że w większości to kobiety tracą najwięcej na takich relacjach, to jednak zmiana świadomości, która przyszła w ostatnich kilkunastu latach pokazuje, że równie dobrze męska strona może być tym bardziej poszkodowana. I to da się zaobserwować zwłaszcza w ostatnim czasie - nie tylko kobiety cierpią z powodu romansu w miejscu zatrudnienia. Mężczyzn też to dotyka. 

Z jakimi sytuacjami się pan spotkał?

Ten koszt romansu często ma związek z różnicą wieku, która ma miejsce pomiędzy szefową - kobietą a podległym jej pracownikiem. W takiej konfiguracji, kobieta jest tą osobą starszą, bardziej doświadczoną i oferuje swojemu pracownikowi zażyłość, która daleko wykracza poza kwestie zawodowe. I za ich obopólną zgodą podejmują romans.

Dla każdej ze stron, korzyści z tego typu relacji są inne. Dla kobiety może to być poczucie przeżywania drugiej młodości czy potwierdzenia swojej atrakcyjności. Dla mężczyzny, który jest młodszy, jest to z kolei bardzo nobilitujące. Jeżeli trafi na kogoś z niskim poczuciem wartości, to tego typu sytuacja może pompować jego myślenie o sobie jako o kimś, kto jest ważny i atrakcyjny. No bo w końcu został wybrany przez szefową. W momencie, kiedy ten romans się kończy i sytuacja wymaga "posprzątania" po sobie, to naturalnie ci mężczyźni zostają na "lodzie". I też to przeżywają. Nie bójmy się o tym mówić. Przeżywają to emocjonalnie, bo również angażowali się uczuciowo. I nagle ta relacja się urywa, a oni zostają w żałobie. Dodatkowo często bez pracy i w sytuacji, w której mało kto jest im w stanie uwierzyć, że łączyły ich z szefową jakiekolwiek pozazawodowe kontakty.

Rzeczywiście, o krzywdzie psychicznej mężczyzn w kontekście konsekwencji nawiązywania romansu w pracy mówi się znacznie rzadziej i to zdecydowanie powinno się zmienić. Ale nadal kobiet dotyczy to chyba częściej.

To niestety prawda. Oczywiście jest to sytuacja wynikająca z pewnych zaszłości społecznych, obyczajowych. Ale tak jak mówiłem, na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat obserwujemy zmiany. 

Czy można wytypować pewne powtarzające się mechanizmy u osób, które tkwią w tego rodzaju niekomfortowej relacji?

Odwołam się jeszcze raz do sytuacji, o której mówiłem wcześniej. Zdarza się, że w miejscu pracy często prezentujemy się w idealnych maskach. I bardzo łatwo jest ulec iluzji, że ktoś rzeczywiście taki jest. A kiedy dochodzi do romansu, nagle okazuje się, że ta osoba wcale nie jest tak wyjątkowa, jak nam się wcześniej zdawało. I że bardzo boleśnie odczuwamy tę konfrontację z realnością. 

Np. w ciągu pierwszych tygodni mężczyzna, z którym dana kobieta miała romans, opowiadał jej, jak bardzo ciemiężony czuje się w swoim małżeństwie, jak wielkim błędem ono było. I deklarował jej chęć zakończenia tego małżeństwa - co dla kobiety może być takim sygnałem, że jest to partner, w którego warto inwestować. 

A im głębiej w las, tym bardziej okazywało się, że to były tylko deklaracje, puste słowa. I że to małżeństwo trwa już długo. I np. przeżyło niejedno. W grę wchodzą dzieci, kredyty, teściowie, znajomi. Rozpruć, rozwiązać to małżeństwo nie będzie tak łatwo. A być może nawet żaden ze współmałżonków nie ma na to ochoty.

Wtedy oczywiście ten kochanek/kochanka czeka, zwleka. Wierzy w te zapewnienia, że w którymś momencie z pewnością ta decyzja zostanie podjęta. Ale zazwyczaj to jest wieczne czekanie.

I tkwi w takiej relacji uwikłanej.

Otóż to. Dodam jeszcze posługując się teraz tym stereotypem, który wcześniej przytaczaliśmy, tj. romansu przełożonego z pracownikiem – kobiety, które były w ten sposób oszukiwane, często próbują zdemaskować tego mężczyznę. Czyli np. kontaktują się z żoną, ujawniają ten fakt zdrady, pokazując dowody (w dzisiejszych czasach są to głównie screeny z komunikatorów). Ale nawet jeśli wywoła to jakąś burzę, to często jest to tylko krótkotrwały kryzys dla danej relacji małżeńskiej. Często jest po prostu tak, że te małżeństwa z różnych względów trwają dalej.

Czyli epizod depresyjny "gotowy". Kobieta lub mężczyzna żyją w kłamstwie, powiedzmy z 2-3 lata, bo łudzą się, że ta druga osoba odejdzie i zwiąże się z nimi. To jest życie w ułudzie. Czy zaobserwował pan, w jaki sposób osoby te próbują wytłumaczyć sobie fakt trwania w owym toksycznym "trójkącie"?

Magia tej utopii, jaką oferuje romans jest tak silna, że jest to właśnie najczęstsza przyczyna i wyjaśnienie, dlaczego ja w ogóle zdecydowałam/zdecydowałem się na tę przygodę? - nazwijmy to tak roboczo. Bo stały związek żąda od nas tego, żebyśmy zdjęli maski. A to nie jest łatwe, bo jednak życie obok drugiej osoby jest bardzo odważnym aktem. Jest aktem takiego zerwania fasady, odsłonięcia prawdy. A romans zdaje się jakoś nie mieć tego aspektu. 

Proszę zwrócić uwagę też na to, że romans - szczególnie ten w miejscu pracy - najczęściej odbywa się w miejscach konspiracyjnych: typu hotel, delegacja, konferencja wyjazdowa. Gdzie mało to przypomina jednak codzienność z małżeńskiego życia, jego prozę, trud, logistykę, radzenie sobie z wyzwaniami. Tam jesteśmy, w pewnym sensie, oderwani od tego znoju dnia codziennego. Więc bardzo łatwo jest dać się omotać iluzji, złudzeniu. I to jest najczęściej powód, dla którego te osoby w romans się angażują i w nim trwają. Nawet, jeśli psychicznie zaczyna być on wyniszczający.

Drugim ważnym elementem jest to też o to, o czym wcześniej wspomnieliśmy w skrócie. Romanse nie biorą się znikąd. Romanse biorą się np. z tego, że partnerzy nie rozmawiają ze sobą. Nie rozmawiają na temat tego, jacy są, czego potrzebuję, jak się mają ze sobą i światem.

Czyli jesteśmy znów u źródła. Często nie potrafimy po prostu zakomunikować naszych potrzeb drugiej osobie.

Dokładnie. W związku z czym różne potrzeby ludzi nie są dobrze adresowane. I w momencie, w którym pojawia się kochanek bądź kochanka – to oni nam w pewnym sensie gwarantują, że te potrzeby, o których nie mówimy mężowi/żonie, są przez nich słyszane i będą przez nich zaspokajane. To daje takie poczucie, że wreszcie znaleźliśmy kogoś, kto się z nami liczy, uwzględnia nasze troski.

No tak, bo mówimy jej zazwyczaj tylko o nich.

Dokładnie. I wydaje się nam się, że skoro ta osoba, która będzie dla mnie wreszcie tratwą, jakimś ratunkiem od tego, co jest trudne - w domyśle małżeństwo - to dlaczego by w to nie pójść? Nasze umysły pragną tego, żeby potrzeby były spełniane. I próbują dojść do tego na rozmaite sposoby.

I często wybieramy ten najłatwiejszy? Bo spełnienia wszystkich potrzeb u boku jednej osoby to proces, który wymaga wysiłku i zaangażowania. Więc skoro nie umiem się otworzyć, ich zakomunikować – to będą szukał ich spełnienia gdzieś na zewnątrz. To oczywiście błędne myślenie, ale zakładam, że łatwo wpaść w taką pułapkę?

Często tym mitem, powielanym wielokrotnie w relacjach, albo w ogóle w naszych głowach jest to, że osobą odpowiedzialną za różne moje potrzeby jest właśnie mój partner/partnerka. A nie my sami. I towarzyszy nam takie przekonanie, że związaliśmy się z tą drugą osobą, ponieważ mamy pewną pulę potrzeb: fizycznych, emocjonalnych, psychicznych, które ona "powinna" lub "musi" zaspokoić. A to nie jest tak.

To my jesteśmy odpowiedzialni za stan naszych potrzeb i poziom ich realizacji. Obarczanie drugiej osoby winą za to, że różne nasze potrzeby nie są zaspokajane, jest błędem. Krzywdzącym dla obydwu partnerów.

Romans w pracy, który zakończy się negatywnie. np. nieodwzajemnionym uczuciem, rozpadem związku. Jak sobie radzić? Jak zachowywać higienę umysłu? 

Romans w miejscu pracy jest bowiem sytuacją bardzo stresującą. Przecież kłamiemy nie tylko w biurze, ale również w domu.

Na początku może dokonać takiej autorefleksji - co sprawiło, że ja związałem/łam się z tym kochankiem/kochanką? Jakie moje potrzeby były do tej pory nie były adresowane w domu, a zostały w jakimś sensie z taką dużą łatwością zaadresowane w tym romansie? Po drugie, warto też zastanowić się, co jest prawdą. Które rzeczy, jakie słyszymy od naszych kochanek/kochanków w miejscu pracy, są prawdą, a które są tylko wyobrażeniem o prawdzie. Bo jednak jeszcze raz podkreślę: romans to jest sytuacja dość iluzoryczna.

A trzecią refleksją jest zadanie sobie pytania: co tak trudnego jest w mojej rzeczywistości, że trudno jest mi ją zaakceptować? Chodzi oczywiście o rzeczywistość w kontekście małżeństwa, związku partnerskiego.

Skojarzyło mi się to z uzależnieniem. Co takiego jest w moim życiu, czego nie potrafię zaakceptować, że muszę uciekać od świadomości na ten temat w jakieś dystraktory. 

Jak najbardziej mechanizm jest tu podobny.

Gwoli ścisłości: powiedzmy sobie, co należy zrobić, jak ta relacja skończy się z hukiem i długo nie wstajemy z łóżka.

Jeśli nasze cierpienie się przedłuża i czujemy, że nie radzimy sobie ze sobą – bez dwóch zdań należy udać się do specjalisty. Akurat w przypadku romansu w miejscu pracy, związki te kończą się gwałtownie i niespodziewanie. Bo rzeczywistość ma za nic nasze iluzje. I bardzo często konfrontuje nas ze sobą, ujawniając prawdę gwałtownie. Moment, w którym to wszystko się demaskuje jest niespodziewany. Więc szok i ból, który temu towarzyszy, bywa ogromny. 

Jeśli natomiast jesteśmy w stanie sobie radzić, nie wypadając jednocześnie z różnych życiowych ról, to znów: warto popełnić autorefleksję. Co mi to dało? Co mi to odebrało? I właściwie kim ja jestem, że ta sytuacja mi się przytrafiła? Co to mówi o jakości mojego związku, który wystawiłem na próbę?

Po raz trzeci warto powtórzyć: romans - nie tylko ten w miejscu pracy - nie bierze się z powietrza. On się bierze stąd, że w małżeństwie coś się dzieje. Jeśli małżeństwo jest silne, jeśli stała relacja jest stabilna i autentyczna - to nie ma przestrzeni na romans. Choćby na naszej drodze stanęła niezwykła osoba.

Dziękuję za rozmowę.

Dr Tomasz Żółtak - psycholog, psychoterapeuta. Prowadzi psychoterapię indywidualną, grupową, a także psychoterapię par. Specjalizuje się w pracy z pacjentami doświadczającymi depresji, zaburzeń somatyzacyjnych, zaburzeń osobowości, kryzysów emocjonalnych oraz trudności w relacjach. W pracy wykorzystuje elementy dialogu motywującego oraz psychodramy.

Więcej o: