Polka wspomina podróż do Arabii Saudyjskiej. "Policja biła po rękach, jak wystawał ci pukiel włosów"

Nina Kowalewska-Motlik po raz pierwszy odwiedziła Arabię Saudyjską 11 lat temu. To właśnie to spotkanie z Bliskim Wschodem zaowocowało miłością do arabskich zapachów. W rozmowie z Agnieszką Matracką opowiedziała o swoich wrażeniach z tamtej podróży.

Więcej wiadomości przeczytasz na Gazeta.pl.

Nina Kowalewska-Motlik sprowadziła do Polski harlekiny i wypromowała w naszym kraju walentynki. Ale nie tylko w tej dziedzinie jest pionierką. Kiedy w czasie swojej pierwszej podróży do Arabii Saudyjskiej zakochała się w arabskich zapach, wiedziała, że musi sprowadzić je do Polski. No i się udało. Od lat  prowadzi sklep z orientalnymi perfumami przy ul. Mokotowskiej w Warszawie. W rozmowie z Agnieszką Matracką opowiedziała, jak zaczęła się jej przygoda z bliskowschodnimi zapachami. Nagranie jest fragmentem programu "Mamy Czas", który będziecie mogli obejrzeć już w niedzielę 24 września na Gazeta.pl.

Zobacz wideo Nina Kowalewska-Motlik wspomina podróż do Arabii Saudyjskiej. "Policja religijna biła po rękach, jak wystawał ci pukiel włosów"

"Straszny klimat"

Jak podkreśliła Nina Kowalewska-Motlik, jej przygoda z perfumami rozpoczęła się przez przypadek.- Zadzwoniła do mnie koleżanka i powiedziała, że jest misja kobiet do Arabii Saudyjskiej organizowana przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych. To było 11 czy 12 lat temu i poleciałam z tą misją kobiet do kraju, który nie należy do najłatwiejszych, a wtedy był absolutnie koszmarny. Musiałyśmy być całkowicie zasłonięte i policja religijna takimi witkami po rękach biła, jeżeli mi pukiel włosów wystawał spod tej czarnej chusty - opowiadała. Dodała, że "teraz oczywiście chodzi się bez żadnego nakrycia głowy i cudzoziemki nawet nie noszą abai". Z tej podróży zapamiętała też dokładnie Chop Chop Square, czyli Plac Ad-Dira, gdzie odbywają się egzekucje osób skazanych na karę śmierci. - Ścinają kobiety za cudzołóstwo, straszny klimat. Za to jedna rzecz, która natychmiast mnie zachwyciła, to był zapach - podkreśliła. 

"Ja tu zostaję"

Zapach tak bardzo ją oczarował, że kiedy po powrocie dostała propozycję wyjazdu na misję do Abu Zabi, od razu się zgodziła. - Jak weszłam do Dubai Mall, gdzie paliło się kadzidło, to stwierdziłam, że ja już tu zostaje, rozbijam namiot i nie wracam. Ale wróciłam. Tylko tak mnie to miejsce pociągnęło, że wiedziałam, że muszę tam wrócić. Miałam taką jasność umysłu, że ja tam muszę założyć firmę. Że będę pomagała polskim firmom i że będę tam nie tylko tłumaczką dla nich, ale też przewodniczką - wspominała. Latała tam regularnie i z każdej podróży przywoziła kolejne perfumy. To rodzina namówiła ją, żeby założyła sklep w Warszawie. Prowadzi go już od dziewięciu lat. 

Więcej o: